Jestem obserwatorką marki Bielenda- zarówno jeśli chodzi o kosmetyki drogeryjne, jak i profesjonale. Zdarza mi się ich używać (kiedyś może częściej, ale teraz również !) i wyrobiłam już sobie pozytywne opinie odnośnie niektórych jej produktów.
Opinia dotycząca tegoż kremu z olejkiem różanym jest jak najbardziej pozytywna, a chodzi mi przede wszystkim o przyjemność aplikacji i wcale nienajgorsze działanie.
Oprócz tego nie jestem w stanie przejść obojętnie obok kosmetyku zawierającego olejek różany lub zawierającego cokolwiek różanego, ale to już taki mój osobisty bzik :)
Krem zapakowany został w plastikowy 200 ml słoik, odkręcany za pomocą aluminiowej nakrętki. Opakowanie utrzymane jest w różano-różowej stylistyce, dość przyjemnej dla oka (na pewno nie została przekroczona granica niesmaku i niepotrzebnego przepychu :). Na etykiecie zarówno tej na słoiczku, jaki i na nakrętce, zostały zawarte wszelkie niezbędne dla `użytkownika` informacje, między innymi przeznaczenie, opis produktu i skład. Z tym wszystkim jest bardzo klarownie.
Producent uznaje, że możliwe jest stosowanie tego kremu na twarz, ciało i ręce. Ja, jako osoba posiadająca dość wymagającą skórę twarzy (cera mieszana , wrażliwa, z tendencją do powstawania niedoskonałości), analizując skład, nie mogłam sobie pozwolić na stosowanie go na twarz.
Ale chętnie stosowałam na skórę ciała i dłoni.
Jeżeli chodzi o skład produktu mam nieco mieszane uczucia ( jako wielbicielka pielęgnacji naturalnej). Odnoszę wrażenie, że ktoś, kto ten skład tu komponował, miał szczere chęci stworzenia produktu w miarę możliwości eko, jednak potrzeba było ciąć koszta i gdzieś w zawartości pojawiają się tradycyjne tanie zapychacze albo substancje, od których w nowoczesnej i naturalnej produkcji kosmetyków powoli się odchodzi... Bo oprócz składników wartościowych i przynoszących faktyczną korzyść skórze (Masło Shea, olej z awokado, alantoina, kilka innych olejów), mamy tu olej mineralny, EDTA, fenoksyetanol. Mimo wszystko doceniam próby Bielendy dążenia do coraz lepszych i lepszych zawartości i uważam, że i tak nie ma tu aż takiej tragedii (czasem analiza składu pozwala na refleksje, czy ten preparat na pewno został stworzony do stosowania na ludzką skórę, a potem przydałyby się chyba badania toksykologiczne. Tu tak raczej nie jest :).
Jest to krem regenerujący, według producenta mogący być używany w corocznej pielęgnacji. Ja z racji na odżywcze i regenerujące właściwości oraz zapach zdecydowałam się na jego stosowanie w okresie zimowym.
Krem barwy białej, dość gęstej i jednocześnie lekkiej konsystencji doskonale rozprowadza się na skórze. Natychmiast się wchłania, nie ma tu mowy o pozostawieniu lepkiej bądź tłustej warstwy. Aplikację zdecydowanie uprzyjemnia różany zapach, średnio intensywny, choć dobrze wyczuwalny. Zapach syntetyczny, do zapachu prawdziwych róż mu daleko, jednak przywodzi pewne skojarzenia z tym kwiatem.
Skóra zaraz po aplikacji jest ukojona, wygładzona, nawilżona, odczuwanie odżywiona. Aksamitna w dotyku i pełna blasku. Rezultat jest naprawdę przyjemny.
Stosowałam codziennie, zauważyłam również pewne korzyści poprawy odżywienia w kontekście długoterminowym, ale na pewno nie ma mowy o silnych właściwościach regenerujących produktu.
Generalnie skład mnie odrobinę zawodzi, jednak przyjemność aplikacji oraz rezultaty mnie zadowalają. Dlatego 4 !
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie