Według azteckiej legendy sadzonkę kakaowca podarował ludziom bóg Quetzalcoatl, który zszedł na ziemię po smudze światła gwiazdy porannej, trzymając w dłoni drzewko kakaowe wykradzione z raju. Aztekowie wierzyli, że drzewo cacahuaquahilt miało magiczne właściwości, a ci, którzy spożywają jego owoce będą cieszyć się doskonałym zdrowiem, szczęściem i mądrością. Nasiona kakao były także uznawane przez nich za silny afrodyzjak.
Aztekowie sporządzali z proszku kakaowego, wody, ostrej papryki, wanilii i suszonych płatków kwiatów napój o nazwie xocoatl -gorzka woda Spożywać ów napój mogły tylko elity, w tym oczywiście ostatni władca Azteków Montezuma, który pokrzepiał się nim bardzo często, zwłaszcza przed udaniem się na igraszki miłosne do swoich kobiet.
To właśnie królewski napój xocoatl (chocoatl) posłużył za inspirację Bertrandowi Duchaufour do stworzenia perfum Piment Brulant.
Według zapisków historyka konkwisty Bernala Díaza, król Montezuma wydał na cześć Hernando Corteza i jego towarzyszy wspaniałą ucztę, podczas której podawano ogromne ilości kakaowego napoju z przyprawami. Gdy konkwistadorzy spróbowali tak zachwalanego przez azteckiego władcę boskiego eliksiru na ich twarzach pojawił się grymas. Napój ten wydał im się niedobry z powodu swego gorzko-ostrego smaku.
Można by, więc sądzić, że perfumy oparte na indiańskiej recepturze będą kompozycją bardzo pikantną i ostrą niczym nóż, którym azteccy kapłani wycinali serca nieszczęsnym ofiarom krwawych obrzędów religijnych. Jakież było moje zaskoczenie, gdy naniosłam sporą ilość Piment Brulant na skórę i nie poczułam, aby coś paliło mój narząd węchu. Przeciwnie, zapach ten wydał mi się bardzo przystępny i nieinwazyjny. Miałam wrażenie, że do ciemnej, gorzkiej czekolady dodano tu sporą ilość łagodnej, słodkawej papryki i do niej dorzucono małą porcję chilli. Na dodatek pikantność chilli łagodzi jeszcze aromat czerwonych płatków maku,który pamiętam z dawnych lat, gdy jako białowłose dziecię;) hasałam na łąkach i polach. Gdzieś z oddali dochodzi do głosu delikatna, przebijająca się nieśmiało woń ciepłej wanilii.
Całość świetnie zaokrągla nuta zielonej ambry, która doskonale współgra z piżmem. Aromatu gożdzików nie dane mi było poczuć.
Piment Brulant maja wyraźnie przyprawowy charakter i mimo czekolady w składzie z pewnością nie można ich zaliczyć do rodziny zapachów jadalnych. Kompozycja Duchaufour, to zapach bardzo ciepły, ale nie gorący, na swój sposób zmysłowy, ale nie ma w nim nic z pospolitej babskiej kokieterii. Przyrównałbym jego zalotność do intrygującego uśmiechu głównej bohaterki filmu Czekolada, granej przez Juliette Binoche. Ta filiżanka chillichocolat, którą zaserwowała nam marka L Artisan nie wypala trzewi, owszem jest trochę pikantna, ale można się nią delektować bez obaw, że oczy wyjdą nam z orbit.
Ze wszystkich dotychczas poznanych perfum L Artisan Piment Brulant najbardziej przypadły mi do gustu. Uważam, że zapach ten, to doskonały wybór na chłodne i wietrzne jesienne dni.
P.S.
Jakiś czas temu przeczytałam zdanie napisane na przez jedną z Wizażanek,że nie lubi perfum, które pachną, jak perfumy. Wtedy doznałam olśnienia, że te słowa, choć nigdy przeze mnie niewypowiedziane, od dawna tkwiły w mojej głowie. Gdy poznałam Piment Brulant, wiedziałam, że trafiłam na perełkę, która spełnia powyższy warunek, bo nie pachnie alkoholowo-drogeryjnie . Za to otrzymują ode mnie dodatkowy punkt.
Używam tego produktu od:kilku dni
Ilość zużytych opakowań:jedna próbka