Dobra paleta delikatnych błysków na co dzień i od święta.
Dobra jakościowo i niewielka rozmiarem paletka cieni do powiek była moim marzeniem i prawie że produktem pierwszej potrzeby już jakiś czas temu, kiedy miałam dość targania ze sobą i przenoszenia dużych kosmetyków, w których znajdziemy nawet kilkadziesiąt wkładów. Poszukiwałam wtedy czegoś w odcieniach ziemi, jakieś brązy, beże oraz delikatne błyskotki jak najbardziej wchodziły w grę. Na produkt od rodzimej marki perfumerii Sephora natrafiłam u nich na stoisku wyprzedażowym. Ta przyjemność kosztowała mnie nieco ponad 20 zł, a byłam bardzo ciekawa, co z niej wyniknie, ponieważ zapowiadała się niezwykle obiecująco.
Paletka zamknięta została w małym, kartonowym opakowaniu. U góry dominuje odcień szary, dolna część kasetki jest w kolorze jasnego brązu. Znajdziemy na niej nazwę marki oraz parę oczu w formie grafiki. Jest to bardzo proste opakowanie ale naprawdę ładne. Po otwarciu kartonika otrzymujemy sześć wprasowanych cieni, ale także obrazkową instrukcję tego, w jaki sposób możemy wykonać z pomocą tego kosmetyku przykładowe smokey eyes.
Paletka zawiera w sobie sześć cieni, z których wszystkie zawierają w sobie element błysku. Jest on mniejszy bądź większy, w zależności od tego, a jakim cieniu konkretnie mówimy, ale jest. Cień Chantilly to najmniej świecąca się propozycja z dostępnych w palecie. Jest to jasny beż wpadający delikatnie w róż, także trudno mi stwierdzić, czy nadaje się do łuku brwiowego, chodź raczej nie. Ja stosuję go do rozświetlania kącika wewnętrznego oka przy bardziej dziennych makijażach. Nadaje on świetlistości spojrzeniu bez dodatkowych drobin. Cień Coffe również posiada delikatny efekt błysku, jest bardzo neutralnym, przyjemnym brązem, idealnym do konturowania powieki. Odcień Praline szczerze mówiąc stał się moim ulubionym kolorkiem w całym kosmetyku. Stosowany był on przeze mnie najczęściej, nawet samodzielnie na całą powiekę. Jest to połączenie brązu, szarości oraz beżu. Mieni się bardzo elegancko, widocznie i efektownie. Cień Pecan to typowa, brokatowa szarość. Ja nie za bardzo lubię takie odcienie i aplikuje je niezwykle rzadko, bo często wyglądają na brudne. Tutaj ten efekt niestety też jest widoczny, dlatego dla mnie był to najgorszy i najrzadziej stosowany odcień z palety. Kolor Blackberry w kasetce wygląda na intensywną czerń, którą zdecydowanie nie jest na powiece. Wtedy przypomina bardziej ciemny szary. Kolor Meeringue to tak naprawdę topper. Ładnie wygląda praktycznie na każdym możliwym cieniu, podbija znacząco jego błysk, który dostaje iście szampańskiego odcienia.
Moim zdaniem kosmetyk ten jest naprawdę udany. Cienie dobrze trzymają się powieki, oczywiście na przeznaczonej do tego celu bazie bądź na korektorze, nie próbowałam aplikować ich samodzielnie. Są bardzo wytrzymałe i komfortowe w noszeniu, a jednocześnie nie rolują się jakoś mocno. Dodatkowo bardzo dobrze dają się rozcierać i bezproblemowo idzie je ze sobą połączyć. Dla mnie produkt ten jest jak najbardziej ok i uważam, że warto się w niego zaopatrzyć, biorąc pod uwagę to, że często są na niego naprawdę spore promocje.
Zalety:
- Wydajność
- Cena
- Trwałość
- Wykończenie cieni
- Jakość
- Dobrze się rozcierają i łączą ze sobą
Wady:
- Czarny cień tak naprawdę jest szary na powiece
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie