Wiele razy krążyłam wokół marki Fridge, ale do tej pory nigdy żaden ich krem nie trafił w moje ręce. Przyznam, że filozofia marki jest dość ciekawa, owiana nieco nutą tajemniczości - kremy z naturalnymi składami, które należy przechowywać w lodówce, bo są robione na świeżo i nie zawierają konserwantów przedłużających ich trwałość. Kusząca wizja, ale ceny skutecznie mnie zniechęcały do zakupu. Krem 1.3 dostałam w prezencie za tytuł Recenzentki Miesiąca (dziękuję!), więc nadarzyła się idealna okazja aby zapoznać się z marką. I niestety - ta moja pierwsza styczność okazała się dużym rozczarowaniem.
Podoba mi estetyka produktów Fridge - bardzo minimalistyczna, kremy wyglądają wprost identycznie, dopiero etykieta z tyłu pomaga zidentyfikować konkretny kosmetyk. Opakowanie jest solidne, szklane, tak jak na zdjęciu doczepiony jest mały brylancik, który delikatnie stuka o buteleczkę podczas używania. Forma opakowania z pompką jest bardzo wygodna i dobrze działa. Z tego co zauważyłam to w środku krem zamknięty jest w jakby saszetce czy zbiorniczku, który z każdym użyciem pompki zasysa powietrze i traci objętość.
Krem pachnie bardzo delikatnie, ziołowo, przyjemnie. Lubię takie naturalne zapachy i w tym przypadku również przypadł mi on do gustu. Krem prosto z lodówki ma dość zwartą konsystencję, ale w kontakcie z ciepłem skóry staje się kremowy i łatwo się rozprowadza. Ma biały kolor z lekko beżowym zabarwieniem. Trochę tworzy smugi, więc należy go cierpliwie wsmarować. Wchłania się dobrze - szybko i prawie do matu. Dla mnie chyba aż za dobrze i miałam przez to uczucie jakby skóra była nieco napięta i ściągnięta. Potem to uczucie trochę mija, ale bezpośrednio po nałożeniu czułam lekki dyskomfort, a do tego miałam wrażenie, że zaaplikowanie kremu prosto z lodówki potęguje to uczucie.
Docelowo jest to krem przeznaczony dla skór wrażliwych, potrzebujących mocnego odżywienia i ukojenia. Mojej skórze niestety tego ukojenia nie dał. Nie wiem, być może nie jestem przyzwyczajona do "kremu prosto z lodówki", ale moja skóra wcale nie była lepiej nawilżona ani odżywiona. Krem przez chwilę daje wytchnienie, odświeżenie, ale zaraz wnika aż do matu i lekkiego napięcia. Niestety nie zauważyłam aby krem wspierał regenerację skóry, działał ujędrniająco. U mnie to był raczej jedynie efekt odświeżający, nieco napinający skórę i wygładzający. Nie czułam tej obiecanej ochrony i łagodzenia podrażnień. A już efekt matujący w okresie zimowym to dla mnie kompletna pomyłka, lubię wtedy kremy delikatnie otulające, zostawiające aksamitny film ochronny.
Tak więc dla mnie to krem-niewypał. Doceniam czysty, naturalny skład i przygotowanie "na zamówienie". Mamy wtedy pewność, że produkt został zrobiony niedawno ze świeżych składników i sami kontrolujemy jego skuteczność. No ale jednak na mojej skórze to rozwiązanie się nie sprawdziło. Być może inny krem od Fridge lepiej by się u mnie spisał, ale na razie nie czuję się zachęcona. Tym bardziej, że cena jest za 30g kosmetyku, więc mniej niż standardowa pojemność. Na razie marka idzie na bok, może w przyszłości jeszcze coś spróbuję, ale raczej nie szybko.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie