O recenzowanych perfumach naczytałam się na internetowych forach wiele negatywnych (przewaga) jak i pozytywnych opinii. Czytałam np: że pachnie krowim lub końskim łajnem, menelem, że śmierdzi moczem lub inną wydzieliną zwierzęcą. To fakt, gdyż owe perfumy zawierają wydzielinę z gruczołów cywety, a ta niektórym nosom może wydawać się śmierdzącą.
CYWETA: gatunek drapieżnego ssaka z rodziny łaszowatych. Jedyny przedstawiciel rodzaju Civettictis.
Cyweta afrykańska jest największa spośród wszystkich cywet właściwych. Zamieszkuje tereny na południe od pustyni Sahary. Długość ciała do 80 cm, ogona do 50 cm, waży 7–20 kg. Jej ubarwienie jest żółtawo szare z licznymi cętkami w ciemnym kolorze. Na stronie grzbietowej ma dłuższą grzywę. Zamieszkuje afrykańskie lasy deszczowe i sawanny. Żeruje w nocy, odżywia się roślinami i drobniejszymi zwierzętami (gryzonie). Ceniona zarówno ze względu na futro, jak i cybet - wydzielinę z gruczołów stosowaną w przemyśle perfumiarskim.
CYWET (Cybet) (Viverra Civetta Extract) – ekstrakt z wysuszonych gruczołów okołoodbytniczych, wydzielających feromony, pochodzących od kilku ssaków z podrodziny wiwerowatych, nazywanych cywetami lub cybetami .
Jest to substancja o żółtej barwie i o konsystencji masła. Zwykle otrzymuje się ją przez kilkumiesięczną macerację rozdrobnionego wysuszonego gruczołu zimnym alkoholem etylowym lub na gorąco. Konkret i absolut wytwarza się przez ekstrakcję eterem naftowym i etanolem.
Cywet pachnie jak piżmo.
Mimo tych wszystkich niepochlebnych opinni postanowiłam go kupić, a raczej poprosiłam najbliższą mi osobę o podarowanie mi go w prezencie gwiazdkowym.
Osoba ta stwierdziła, że to najbrzydszy zapach jaki kiedykolwiek wąchała. Sama nie wydałaby nawet złotówki na coś, co wedłg niej: śmierdzi potem i moczem. Ponadto stwierdziła, że żal jej tej wydanej ogromnej sumy pieniędzy, bo z pewnością Arcyśmierdzidzieło (określenie osoby, która mi podarowała perfumy) mi też się nie spodoba, tym bardziej, że go nigdy nie wąchałam: "Kupuję ci je jedynie dlatego, że bardzo chciałać otrzymać je w prezencie imieninowo - gwiazdkowym".
Olałam te słowa całkowicie.
Z niecierpliwością oczekiwałam Świąt.
Kiedy w końcu dostałam upragniony prezent, od razu przystąpiłam do testu węchowego na SWOIM nadgarstku.
JAKI SMRÓD? GDZIE TEN MOCZOWY I GÓWNIANY FETOR? JA NIC TAKIEGO NIE CZUJE PO DZIŚ DZIEŃ.
Muscs Koublai Khan to najbardziej piżmowo-paczulowo - waniliowo - ambrowy zapach jaki kiedykolwiek wąchałam. Te nuty dominują na mojej skórze. Zapach jest słodki i ostry jednocześnie, chyba za sprawą słodkiej wanilii i charakterystycznej ziemisto - intymnej woni paczuli. Dodatkowo w tle pobrzmiewa róża marokańska, a także labdanum (kadzidło) dodające zapachowi charakterystycznej balsamiczno - ambrowo - dymno - skórzanej nuty, którą niesamowicie uwielbiam.
Całość jest skrojona po mistrzowsku. Zapach jest intensywny, a jednocześnie intymny. Trwały i trzymający się blisko skóry.
Muscs Koublai Khan choć trzyma się blisko mnie, jest też na tyle intensywny, by mogły go wyczuć inne osoby i na tyle delikatny, by nie przyprawiać ich o bół głowy.
Nawet osobie, która mi go podarowała podoba się on, kiedy mam go na sobie. Co innego wąchanie go proto z zatyczki - wtedy to ARCYŚMIERDZIDZIEŁO, zapach jest wtedy dla niej nie do zniesienia.
Poza tym flakonik: Boski, prosty z okrągłą zatyczką, kształtem przypomina mi dzwoneczek, a bliskim karafkę.
Używam tego produktu od: grudzień minionego roku.
Ilość zużytych opakowań: pierwsze napoczęte i oby nie ostatnie.