Latami spoczywają gdzieś w głębinie i nawet nie podejrzewamy, że istnieją. W nozdrza złowiliśmy tysiące woni perfum i już na większe odkrycia i zachwyty nie mamy nadziei. Aż któregoś dnia wpada nam do rąk niezwykła perła. Na pierwszy rzut oka wygląda niepozornie, ale wystarczy zbliżyć nos...Kiedy pierwszy raz powąchałam Ivoire, popłakałam się jak Michał Piróg na widok kunsztu i duszy jaką czasem pokazują tancerze YCD. Muszę trochę pożartować, by przy opisie Ivoire nie popaść w ezgaltację, ale doprawdy trudno trzymać emocje na wodzy, ale i trudno opisać, gdyż Ivoire są zwarte, gładkie, kremowe, jednak w tej kremowej konstytencji czuje się setki delikatnych, z jubilerską precyzją splecionych,bardzo zamglonych nut - chyba białokwiatowych i szyprowych. Ivoire sporządzone- przez jakiegoś genialnego galla anonima, 30 lat temu, w ogóle nie są retro, nawet nie są klasyczne, są ponadczasowe. Kojarzą się z zapachem superluksusowego francuskiego mydła, z kameą na wypielęgnowanym dekolcie, z porcelanową lalką. Zapach jest ciepły, ale wyraża pewien szlachetny, wynikający z inteligencji dystans. Choć nie killer, zostaje w pomieszczeniu, gdy ta, która go używa, wyszła.
Zapachem kobiecego, wypięlegnowanego ciała miał być Royal Muska, ale kudy mu do Ivoire - luksusowego, ale ot, tak - od niechcenia. To się nazywa klasa, superliga!
Te perfumy o zapachu,rzeczywiście przywodzącym na myśl kolor kości słoniowej świetnie się nosi - pasują i do dżinsów i do jedwabiu, dobre są o poranku, w pracy, i w teatrze, i o każdej porze roku.
Tego arcydzieła nie da się opisać. Trzeba powąchać. Gwarantuję wzruszenie.
Używam tego produktu od:tygodnia
Ilość zużytych opakowań: pierwsza trzydziestka, setkę już zamówiłam