Maybelline New York Facestudio, Master Holographic Highlighter Powder Holograficzny rozświetlacz w pudrze

Z jednej strony to bardzo ciekawy produkt, bo ma holograficzne wykończenie, ale w mojej ocenie bardziej nadaje się na imprezę czy makijaż inspirowany serialem "Euphoria" niż do codziennego użytku. Dlaczego? A no dlatego, że ma dużo wielkich błyszczących drobinek, które powodują, że produkt na twarzy wygląda dość kiczowato. Odbija światło zazwyczaj na niebiesko lub różowo. Poza tym nie siedzi w miejscu, przemieszcza się po twarzy w ciągu dnia. Jedno pociągnięcie pędzlem powoduje, że w powietrzu unosi się wielka pyląca holograficzna chmura. Kiepsko się blenduje. Producent deklaruje zdrowy i świeży wygląd cery, ja jednak oceniłabym ten efekt jako efekt świątecznej choinki. W mojej opinii Master Holographic Highlighter Powder jest produktem o słabej jakości i trwałości. Opakowanie jest w porządku, ale forma sprasowania rozświetlacza w fale powoduje nierównomierne zużycie produktu.

Rozświetlacz zamknięty w klasycznym, raczej misternym, plastikowym opakowaniu. Spełnia swoje zadanie ale trzeba na nie uważać. Posiadam odcień opal i w opakowaniu wygląda na jasny, niemalże biały z różowymi tonami. Drobiny są dosyć duże. Formuła jest nieco sucha i przy aplikacji trzeba uważać bo drobinki lubią wręcz fruwać w powietrzu, chwila nieuwagi i możemy mieć je na całej twarzy. Choć kolor opal wygląda na biały to nie pozostawia jasnej/białej plamy - baza jest transparentna. Drobinki delikatnie połyskują na różowy kolor ale też mienią się jaśniej i ciemniej dzięki czemu efekt jest bardziej trójwymiarowy. Różowy kolor nie jest nachalny, idealny dla jasnej i chłodnej karnacji. Lubię używać go jako topera, do podbicia klasycznego rozświetlacza, który nadaje mniej drobinkowy, bardziej gładki efekt. Taki toper sprawia, że rozświetlenie wchodzi na wyższy poziom, staje się intensywniejsze i bardziej trójwymiarowe. Dobrze sprawdza się również do rozświetlania ciała. Na plus wydajność i cena - w drogeriach online można go kupić za ok 25 zł. Mimo tego, że drobinki lubią żyć swoim życiem to kiedy się już przykleją są całkiem trwałe. Reasumując jeśli szukacie jasnego, delikatnie chłodnego rozświetlacza ze sporymi drobinami to warto zwrócić na niego uwagę. Na plus fakt, że nie ma jasnej bazy więc nie pozostawia jasnych plam, minusem jest "lotność" drobinek. U mnie jako toper i do rozświetlania ciała fajnie się sprawdził.

Już od dawna polowałam na holograficzny rozświetlacz. Niestety ten z Maybelline nie spełnił moich oczekiwań co do efektu końcowego. Sam rozświetlacz jest ładny i pięknie się mieni, a także pozostaje na twarzy na długo. Według mnie trochę się sypie, ostatecznie drobinki brokatu mam na całej buzi. Mimo to używam go, nadaje zdrowego chłodnego blasku i jest wydajny. Niestety efekt holo jest według mnie słaby.

Namiętnie używam rozwietlacza z serii Chrome i go uwielbiam. Jak tylko zobaczyłam ten to musiałam go mieć, chociaż za drobinkowymi rozswietlwczami średnio przepadam. Ale ten jest po prostu śliczny. Jest to numerek 50. W opakowaniu wygląda na biały z różowym połyskiem i masą świetlistych drobinek. Rzeczywiście lekko rozjaśnia dane miejsce gdzie ty nałożymy, ale oczywiście nie robi żadnej białej plamy. Daje bardzo iskrzący efekt. Miliony drobinek, ale nie wygląda to tandetnie tylko fajnie i uroczo. Jeśli lekko go rozpracujemy jakimś zbitym pędzlem, to pozbędziemy się trochę drobinek a rozswietlacz zostawi na skórze taka różową taflę odbijającą światło. Część drobinek mieniących się na rozne kolory oczywiscie zostanie. Nie jest to na pewno rozswietlacz dla każdego. Ja uwielbiam rozświetlacze w różnych kolorach, wiec bez problemu używam go na co dzień. Świetnie wygląda tez nałożony na powieki. Jak taki toper, który zmienia wykończenie naszych cieni. Do używania na nos czy brodę nie bardzo. Za dużo się tu dzieje. Produkt trzyma się prawie cały dzień. Nie zapycha skory. Fajne na mnie wygląda mimo że mam żółtawy odcień skóry. Raczej polecałabym go do jasnej skóry. Jest dosyć miękki i nie pyli. Ale nie jest aż tak miękki jak seria Chrome. Naprawdę polecam jak ktoś lubi takie bardziej szalone rozświetlacze.

Rozświetlacz ma świetnią konsystencję. Produkt jest bardzo trwały, przez co nie wymaga ponownej aplikacji w ciągu dnia. Jego piękne wykończenie nadaje skórze lekkości i naturalnego wyglądu. Rozświetlacz posiada doskonałą pigmentację, przez co nie ma potrzeby nakładania ogromnej ilości produktu. Produkt ten z łatwością rozprowadza się na skórze. Na pewno kupię go drugi raz! ;)

Nadaje on wdzięku,lekkości i pięknego wykończenia. Opakowanie jest dość standardowe , ale dla mnie ono nie ma większego znaczenia. Powierzchnia produktu pięknie sie mieni , cała jego magia ujawnia sie jednak w momencie aplikacji produktu na twarz. Ma bardzo delikatne różowe drobinki,które dają efekt bardzo subtelny i umiarkowany połysk ,bez świecenia się niczym jak choinka bożonarodzeniowa. Mocno zbita konsystencja oraz doskonała pigmentacja sprawia , że wystarcza go niewielka ilość dla uzyskania dobrego efektu.Oczywiście stopień rozświetlania możemy stopniować poprzez dokładanie kolejnej warstwy .Z łatwością rozprowadza sie na skórze ,nie tworząc żadnych smug. Jest bardzo trwały i nie wymaga ponownej aplikacji w ciągu dnia.Trochę wygórowana cena, ale rekompensuje to wydajność kosmetyku.To jedyny taki mały minusik,najlepiej skusić się na niego gdy jest na promocji.

Od dłuższego czasu jestem wierna kultowej już Mary Lou-Manizer The Balm, jeżeli chodzi o rozświetlacze. Kiedy zobaczyłam tę oto nowość od Maybelline, skusił mnie ten "holograficzny" efekt rozświetlenia - pomyślałam, że mogłaby to być odmiana dla "szampańskiego" odcienia Mary-Lou. Wreszcie dorwałam Master Holographic na słynnej promocji -55% w Rossmannie i przy najbliższej okazji zdecydowałam się go przetestować. I powiem tak - efekt rozświetlenia, owszem jest, jednak tutaj tę rolę pełnią drobinki, których jest naprawdę sporo. Może to tylko kwestia wierzchniej warstwy kosmetyku, która schodzi w miarę pocierania pędzlem. Według mnie pigmentacja jest nieco słabsza niż w przypadku Mary-Lou, nawet przy roztarciu pędzlem kabuki zostają potem tylko liczne drobinki. Liczyłam na podobny efekt jak u mojego ulubieńca, tylko w innym odcieniu, dlatego troszeczkę się rozczarowałam kosmetykiem Maybelline. Z wydajnością raczej nie ma problemu, wystarczy mi pewnie na długo, tym bardziej że używam go na zmianę z Mary-Lou. Ale raczej już się nie zejdziemy. Owszem, efekt nawet przypadł mi do gustu, ale nieco się przeliczyłam. Ale do delikatniejszego makijażu lub na imprezę na pewno się sprawdzi ;) .