21 Costume National idealnie dopasował się do mojej niedzielnej potrzeby ukojenia, a nie pobudzenia zmysłów.
Po sobotniej nocy, po degustacji czerwonego wina i serów o intensywnych smakach, człowiek potrzebuje odpoczynku. Nie tylko od cekinów, burgundowej szminki, loków i obcasów, ale i od gęstych, pełnych oudu i róży, wieczorowych perfum.
Pragnie białego twarożku bez smaku, łagodności jogurtu naturalnego, delikatności białej pościeli, miękkości białego szlafroka.
Na tle innych moich perfum 21 Costume National to biały szlafrok, mnóstwo ręczników, hafty richelieu i szklanka z mlekiem o lekko waniliowym smaku. Czysta, wcielona niewinność, delikatnie jednak podszyta grzechem dnia poprzedniego. Miękkie, mleczne otwarcie otula wonią kwiatów pomarańczy, które spełniają tu jedynie rolę kontrapunktu dla woni mleka, która od samego początku nadaje tej kompozycji aksamitnej wręcz gładkości.
Kiedy wkrótce dołączają kolejne nuty, pojawiają się tak niespiesznie i tak harmonijnie, niczym w ćwiczeniach tai-chi. Szafran o złotym, bardzo łagodnym brzmieniu, bez żadnych szpitalnych emanacji, kumin, który wcale nie przeistacza zapachu w woń jednoznacznie orientalną, delikatnie kakaowa paczula, słodka ambra, ślad niekościelnego olibanum- każdy z tych składników występuje w swoim jakby przymglonym wcieleniu, tak przymglonym, że nie sposób w zasadzie jednoznacznie zdefiniować momentu, w którym się pojawiają. W 21 nie uświadczy się gwałtownej paczuli piwnicznej, biorącej w posiadanie cały zapach, wiercącego w nosie kuminu, pachnącego gorzkawym i słonym potem, czy dominującej, zwierzęcej ambry. Kiedy pojawia się pieprz, to jest go zaledwie szczypta, miękko rozpływająca się w płynnej, mlecznej mgle.
To samo dzieje się w bazie- ta, drzewna w charakterze, wydaje się mieć konsystencję budyniu, ukręconego z cedru, paczuli, wetiweru i bobu tonka, ukręconego w taki sposób, że poszczególne elementy są trudno wykrywalne, bo granice między nimi zacierają się i rozmywają. Ale, tak jak i w poprzednich fazach, tak i bazie , tonka nie jest za słodka, cedr zbyt ostry i ołówkowy, a wetiwer zbyt zielony.
Nieustannie czuje się mleczne tło i charakterystyczną gładkość 21, która kojarzy się z przesuwaniem po ciele jedwabnego materiału szlafroka. W tym sensie 21 jest intymny, zmysłowy, naturalny relaksujący, jak leniwe przewalanie się po łóżku w jesienne popołudnie.
Nie wiem jednak, czy się jeszcze spotkamy. Jednorazowa sesja z mistrzem tai-chi chyba mi wystarczy. Nie codziennie jest niedziela po sobotnich szaleństwach. 21 odpowiada mi jako terapia,świetnie pełniąc funkcję czegoś w rodzaju zapachowego spa. Na co dzień wolę jednak używać czegoś, co raczej rozszerzy mi źrenice, zamiast usypiać. Tak samo, jak wolę ostre owcze sery od twarożku, czarny chleb od białej bułeczki, a skórę od jedwabiu. Ale dla kogoś o innych preferencjach 21 może stać się odkryciem.