Catrice Caribbean Vibes, Bouncy Bronzer Bronzer w kremie

Dostałam go jako prezent do moich zakupów i szczerze powiedziawszy w pierwszej chwili zupełnie nie wiedziałam, jak się za niego zabrać. W słoiczku mamy naprawdę ciemną galaretkę. Pierwsza rozterka: jak to aplikować? Pędzlem? Palcem? Gąbką? Zaczęłam od palca, ale przy rozsmarowaniu rozpuszczał mi podkład dookoła i rozprowadzał się bardzo plamiście. Jedynym sposobem u mnie była gąbka, jednak i tu trzeba uważać. Produkt ma drobiny, zostawia metaliczny połysk, z którym łatwo przesadzić. Nie do końca odpowiada mi takie wykończenie na twarzy.

Czegoś tak niepraktycznego dawno nie miałam w swojej kosmetyczce. Wybrałam odcień 2 dla uzyskania ciemniejszego efektu. Zainteresowała mnie lekka, żelowa konsystencja. Bronzer wygląda ładnie w pudełeczku. Niestety tylko tam. Na twarzy...wklepywany palcami, rozcierany pędzlem, aplikowany gąbeczką tworzy nieestetyczne plamy i smugi. Próbując go nałożyć ścieram podkład i tylko niszczę cały makijaż. Może nie umiem go używać, może ktoś inny ma większą wprawę, ale ja powiem "nie". Inna rzecz to taka, że nawet ciemniejszy kolor jest prawie niewidoczny na twarzy. Daje baaardzo słabiutki efekt.

Do tej pory niestety nie miałam szczęścia do bronzerów. Zawsze było coś nie tak. Ten bronzer świetnie się aplikuj, szybko się rozprowadza przepięknie modelujące twarz nadając jej idealny kształt;) I ten efekt skóry muśnietej słońcem. Dla mnie Wow;)

Przede wszystkim produkt cudownie pachnie, otwieram opakowanie a tam wydobywa się już zapach koksa. Co do trwałości utrzymuje się kilka godzin. Pozostawia fajny metaliczny odcień, jednak należy go dobrze rozprowadzić bo w przypadku pośpiechu powstaną plamy w miejscu aplikacji. Bardzo rozświetla obszar w którym został nałożony, nie nadaje się do konturowania a jedynie do podkreślenia tego efektu. Postać galaretki jest też dość ciekawym zjawiskiem.

Na początku bałam się bronzera w płynnej formie w dodaku o dość błyszczącym wykończeniu, ale już po pierwszej aplikacji bardzo go polubiłam. Ma lekką, galaretkową konsystencję, którą dobrze i wygodnie się aplikuje i blenduje. Nie pozostawia plam, a efekt na skórze można stopniować dodając kolejne warstwy produktu. Zostawia bardzo naturalne wykończenie z odrobiną blasku - wygląda delikatnie i daje efekt opalonej skóry. Zaskoczył mnie łatwością aplikacji i tym delikatnym efektem jaki daje. Będzie idealny na lato i wakacje, do lekkich, dziennych makijaży. Chociaż pigmentacja mogłaby byc ciut lepsza.

To zdecydowanie jest rozświetlacz. Posiadam numer 10 i jest idealny. Nie ma super błysku co jest minusem tego, ale producent uznał, że to bronzer. Kolor jest coś ciepły nawet jak na bronzer. Formuła jest bardziej galaretkowata niż kremowa. Pachnie obłędnie.

Lubię markę Catrice, więc jak tylko wypatrzyłam tą nowość, to kupiłam. Do wyboru były dwa odcienie. Wzięłam jaśniejszy, bo ciemniejszy był naprawdę ciemny. Produkt znajduje się w słoiczku i ma formę galaretki. Wydaje się być taki metaliczny, chociaż na skórze daje lekko perłowy, mocno błyszczący efekt. Jeśli dobrze go rozetrzemy to nie jest taki jakby metaliczny jak widać na dłoni. Dla mnie to jest rozświetlacz. Kolor po roztarciu na skórze jest jasny. Żeby to było bronzerem to musiałabym wziąć ten drugi kolor, który był strasznie ciemny. Chociaż jest zbyt świecący na rozświetlacz. Nakładam go na mokry podkład. Nie robi plam i nie zjada podkładu. Niestety nie jest jakoś super trwały, bo trzyma się maks.5-6 godzin. Kosztował ok.4 e. Bronzerem tego nie nazwę. Jako rozświetlacz naprawdę spoko. Fajna forma aplikacji. Kokosowy zapach i to glow. Naprawdę mi się podoba. Trwałość jest dosyć słaba, więc ponownie bym nie kupiła, ale generalnie ok. Wrzucę jakieś zdjęcie jak wygląda. Po lewej Mary Dew w płynie. Po prawej Catrice.