Bielenda Vege Skin Diet, Krem na dzień i na noc `Nawilżenie + detoks` 

Pomysł na serię i skład tego kremu to coś niespotykanego. Ilość warzywnych wyciągów, różnych olei, są nawet ceramidy... - bogata mieszanka dla skóry. Zapach kremowo-roślinny, kolor lekko zielonkawy. Krem jest tłusty, czuć to na palcach, na twarzy już nie tak bardzo. W miesiącach zimowych niestety nie dawał rady, nie utrzymywał nawilżenia, wspierałam się wtedy serum olejowym (z opuncją figową, więc dobra i mocna rzecz). Na wiosnę jest w miarę ok, warunki są łagodniejsze, często wystarcza nałożenie pod ten krem tylko serum hialuronowego. W ciepłe miesiące nie chciałabym używać tego kremu, bo daje zbyt duże uczucie tłustości i nie wchłania się szybko. Jak na produkt do cery suchej nie spełnia swojej funkcji dostatecznie dobrze. Lubię kremy Bielenda, sięgam po nie (najpierw zerkając na skład) bardzo regularnie, więc wiem, że spokojnie można znaleźć coś lżejszego i jednocześnie lepiej nawilżającego wśród mnóstwa serii tej marki. Opakowanie to standardowy słoiczek szklany z plastikową nakrętką. Jest w porządku, a krem jest wydajny - wystarcza spokojnie na 3 miesiące codziennego użytkowania, jeśli chcemy mieć otwarty tylko jeden krem.

Krem Vege Skin używałam głównie na noc, dawał solidną dawkę nawilżenia, odżywienia, łagodził podrażnienia, rano nie budziłam się z przetłuszczoną cerą a ładnie wygładzoną o zdrowym blaskiem. Po raz kolejny Bielenda udowodniła, że warto sięgać po jej kosmetyki. Konsystencja: jest to krem na dzień i na noc, dlatego jego formuła nie jest ani zbyt lekka ani gęsta, szybko się wchłania, nadaje pod makijaż, nie lepi, nie zbiera w załamaniach skóry. Działanie: chociaż moja cera jest mieszana, nie sucha, to krem sprawdził się na niej bardzo dobrze. Łagodził występujące u mnie podrażnienia i zaczerwienienia, nawilżał, odżywiał, miałam wrażenie, że cera jest gładsza. Delikatny dla wrażliwej skóry, lub świeżo depilowanej kremem na wąsik ;) Spokojnie sprawdzi się jako baza pod makijaż, dobrze współgra z wszelakiej maści podkładami. Zapach: jest "zielony", czyli świeży, roślinny, wyważony, nie podrażnia nosa, przyjemny. Jak koktajl warzywny ;) Opakowanie: szklany słoiczek, czyli najlepiej, z ładną, czytelną etykietą.

Krem na dzień/ noc Bielenda Vegę skin to opcja dla osób które cenią sobie to, ze składniki aktywne działają wyśmienicie zarówno w dzień jak i w nocy. Co pierwsze uderza, to piękny zapach, lekko pieprzowy, jak luksusowe perfumy, pachnie tez brokułem, mieszanka zapachów doskonała, nie sztuczna. Przyjemność użytkowania. Krem ma konsystencje lekką, bardziej z tych wodnistych dlatego jest bardzo wydajny. Mam cerę mieszaną, dobrze się sprawdza bo jest wlasnie przeznaczony dla cer mieszanych lub tłustych. Nawilża, cera po nim jest gładka, przyjemna ale ma 1 wielkie ale. Niestety ściera się. Mam oczyszczoną twarz, wszystko że strony mojej skóry ok. Producent zapewnia, ze jest świetny pod makijaż. No niestety jakoś nie. Wystarczy potrzeć palcem po skroni, policzku i czujemy rolowanie się kremu. No coś tu nie gra. Ale może to moje subiektywne odczucia i u innych będzie inaczej.

Krem otrzymałam w jednym z boxów kosmetycznych. Krem jest w opakowaniu standardowym typu słoiczek - opakowanie szklane a nakrętka plastikowa. Krem charakteryzuje się bardzo przyjemnym i delikatnym zapachem. Konsystencja produktu wygląda na lekką. Krem dobrze się rozprowadza po cerze, jest wydajny. Chwila potrwa by się wchłonął. Po zastosowaniu od razu czuć ulgę i ukojenie dla podrażnionej i zmęczonej cery. Po dłuższym stosowaniu widać nawilżenie i gładszą cerę. Krem nie podrażnia.

Krem oceniam dobrze. Ma ładny zapach, szybko się wchłania, dobrze nawilża i odżywia. Używałam zarówno w dzień jak i na noc. Dobrze sprawdza się pod makijażem. Na noc nakładałam więcej niczym maskę i rano czułam, że skóra jest gładka. Bardzo pozytywnie oceniam to, że produkt posiada składniki naturalne, jest wegański, nietestowany na zwierzętach.

Na wstępie zaznaczam, że jestem posiadaczką cery mieszanej i ciekzo jest dobrać mi produkt, który nawilży i nie zapcha mojej skóry. Krem kupiłam w promocji zachęcona składem. Mamy tam wiele naturalnych wyciągów roślinnych z warzyw, więc nazwa nie jest przypadkowa. Pierwszym co wyróżnia krem jest zapach. Bardzo warzywny i nakładając do na skórę miałam wrazenie, że nakładam smoothie. Kolejną rzeczą, która mnie zaskoczyła jest jego działanie. Od razu wygładził strukturę skory i bardzo ją zmiękczył. Jeśli chodzi o działanie nawilżające nie jest ono mocne. Natomiast dla skór tłustych jest to idealny delikatny krem na dzień, czy pod makijaż, bo błyskawicznie wchłania się do matu. Na noc natomiast muszę poszukać czegoś o lepszym działaniu. Krem cechuje tez wyjątkowo dobra wydajność , bo już niewielka ilość jest w stanie pokryć całą twarz.

Podobnie jak krem na noc z frmy Soraya, seria Plante, skora jest jakby nawilzona ale brak efektu zapadajacego w pamiec. Troche lepiej sie wchlania ale jest mniej wydajny, mam wrazenie ze musze go nalozyc duzo wiecej aby pokryc cala twarz i szyje. Nie ma zapachu co mi sie podoba.

Przetestowałam trochę w życiu kremów do twarzy i na podstawie tego wyciągnęłam wnioski: mój krem musi nawilżać, ale nie zapychać. Mam cerę mieszaną i wrażliwą, ale dużo bardziej wymaga ona właśnie nawilżenia niż zmatowienia. Marka Bielenda zainteresowała mnie już dawno temu, bo co kupiłam jakiś ich produkt to zwykle okazywał się strzałem w 10. Gdy usłyszałam o serii Vege Skin Diet to wiedziałam jedno - muszę go przetestować. Najpierw kupiłam wersję do cery tłustej oraz mieszanej, ale po zużyciu stwierdziłam, że zbyt matuje moją cerę i dam szansę wersji dla cery suchej. Właśnie otworzyłam drugie opakowanie, bo pierwsze poszło szybko. Ten krem jest cudowny! Ma lekką konsystencję, co uważam za plus, bo nie sprawia wrażenia gęstego i ciężkiego kremu. Ma piękny zapach, bardzo mi podpasował. Krem jest zamknięty w słoiczku z białą nakrętką. Nie jest to moja ulubiona forma opakowania, ale nie przeszkadza mi to i działanie kremu w zupełności mi to rekompensuje. To co obiecuje producent, czyli nawilżenie jak najbardziej jest. Krem owszem, zostawia lekko tłusty film na twarzy, ale daje mi to uczucie nawilżonej skóry. Rozprowadza się bez problemu. Wszelkie uczucie suchości znika, moja cera w końcu jest odżywiona. Nadaje się pod makijaż, podkład się pięknie utrzymuje. Odkąd używam tego kremu to stan mojej cery się poprawił. Nie zapycha, a mam wrażenie, że mało mi się pojawia jakiś "nieprzyjaciół" na twarzy. Zaczerwienienia też mi się zmniejszyły. I co też ważne, nie podrażnia mojej bardzo wrażliwej cery. To jest krem, którego poszukiwałam i na razie nie zamierzam go zmieniać na inny. Polecam wszystkim, którzy szukają nawilżającego kremu, który faktycznie działa a jednocześnie lekkiego w konsystencji.

Krem kupiłam zachęcona informacjami na opakowaniu: nawilżenie, detox, ekstrakty z roślin i warzyw. Lubię kosmetyki oparte na naturze więc łapię się na takie hasła nadzwyczaj łatwo - a Bielenda ostatnio na nich tylko bazuje ;-) Krem zamknięty jest w szklanym, zwykłym słoiczku- przezroczysty, z białą nakrętką - nic specjalnego ale przecież to zawartość ma być najważniejsza. Pierwsze co uderza po odkręceniu słoiczka to...zapach bulionu warzywnego ;-) Krem bardzo intensywnie pachnie warzywami, brokułem jakby, natką pietruszki. W sumie śmieszne to, pierwszy raz spotykam się z takim zapachem w kosmetyku - nie przeszkadza mi to, jest raczej ciekawostką. Jeśli chodzi o działanie: krem jest lekki, szybko sie wchłania, ale....po nałożeniu na skórę wydaje sie matowy, wystarczy jednak dotknąć skóry i pojawia sie tłusty, błyszczący film. Nie pierwszy raz spotykam to w kremie Bielendy, ale tutaj ten efekt jest naprawdę intensywny. To nie zmienia faktu, że podkład rozprowadza się dobrze, nie wyświeca a buzia jest nawilżona. Skóra wydaje się gładka, miękka - zauważyłam, że krem nieźle łagodzi stany zapalne. Ogólnie krem działa dobrze, ale nie jest to kosmetyk szałowy, ot zwykły kremik. Ważna uwaga, w pierwszych dwóch tygodniach stosowania kremu trochę mnie wysypało i nie wiem, czy to wina kremu czy nie, bo pózniej cera wróciła do normy.