Chyba nie muszę nikomu przypominać jak wielkie boom przechodziła najnowsza kolekcja Wibo we współpracy z jedną ze znanych youtuberek KatOsu? W sklepach zapanowało istne MMA Rossmann, kosmetyki były wykupywane na kilogramy. Tylko czy aby na pewno nowa kolekcja warta była okupowania tych półek sklepowych i zakupów na mylyony lat. ? Przyznam Wam szczerze, że… to zależy.
Jeśli nie jesteś fanką higlighterów o brokaciej strukturze i drażni Cię nie taflowy i nie subtelny glow, to nie jest to produkt dla Ciebie. Jeśli jednak nie straszny jest Ci oczo…czepny blask, nie masz urazy do brokatowych drobin i nie masz najmniejszych skrupułów, bo wyjść z taką poświatą po rogaliki do piekarni, to jest to zdecydowanie rozświetlacz dla Ciebie. Warto zaznaczyć, że o ile drobiny zawarte w highlighterze Galaxy z tej samej serii są naprawdę pokaźne, o tyle w Stellar Bounce Shimmer-Rust są drobniejsze. Również kolor ma tu ogromne znaczenie, bo większy kolega daje srebrny glow z kolorową poświatą, a tu mamy ciepłe złotko na brzoskwiniowej podstawie. Brzmi nieźle prawda? I całkiem nieźle wygląda zwłaszcza, że pięknie stapia się z kolorem skóry. Z kolorystyki będą zadowolone zarówno oliwkowe Panie oraz wampirze bladziochy.
Żeby nie było tak słodko i idyllicznie niczym galaktyczna droga mlekiem płynąca, to skupmy się na rzeczach naprawdę ważnych. Fiku miku struktura bounce rzeczywiście jest mięciutka, puchata i papuśna w dotyku, z tym że poza efektem sensorycznym wow jest kompletnie do kitu, bo nałożenie go na buzię stanowi nie lada wyczyn. O transferze palcem możecie zapomnieć; jedyne co będzie rozświetlone do potęgi to Wasz palec, nie twarz. Opcja nr 2: puchaty i mięciutki pędzel. Odłóż go do kosmetyczki, w niczym Ci nie pomoże. Wariant nr 3: mocny mały zbity pędzel. Myk polega na tym, że aby cokolwiek nałożyć na ten pędzel, to musicie go „wtopić” w rozświetlacz i najlepiej jeszcze zrobić kilka obrotów w nim, dla pewności, że coś na tym pędzlu jest.
Jeśli już uda się Wam nałożyć go na pędzel i dalej na twarz, to liczcie się z prześwitami Waszej naturalnej skórki, bo ten rozświetlacz lubi „zjadać” podkład. Nie liczcie również na to, że uzyskacie efekt rozproszonej mgiełki na poliku – ten produkt robi tępą smugę błysku, a nie naturalny blask na kości.
Jeśli chodzi o jego ogólny fason i trzymanie się na skórze: robi to wyśmienicie, trzyma cały dzień, nie migruje, nie wędruje, siedzi tam gdzie go nałożyłyście; ni mniej, ni więcej, w tym samym miejscu.
Kolejna rzecz, która mnie w nim drażni, wnerwia i nurtuje to fakt, że jest on jedynie wkładem na kasetki, którą o zgrozo muszę kupić, aby nie zniszczyć produktu… albo po prostu trzymać go w firmowym kartoniku, w którym jest sprzedawany.
Intensywny rozświetlacz, który przyprawia o (nie)intensywne mi(d)łości. Niby fajny, niby aspiracje na dobry highlighter ma, ale zawsze Wibo w limitkach coś musi sknocić. W cenie promocyjnej można zaryzykować, ale to też z dużym znakiem zapytania i wykrzyknika. Glow ma zacny i mi się on podoba, ale sposób nakładania i fakt, że może zmasakrować podkład, już niekoniecznie napawa mnie uśmiechem. Na pewno mogę stwierdzić, że jest to zakup na własne ryzyko.
Zalety:
- złoto-brzoskwiniowe glow
- wtapia się w odcień skóry
- cena (promocja)
- trwałość
- nie migruje w ciągu dnia
Wady:
- produkt jako wkład do kasetki
- zjada" podkład
- trudna do nałożenia konsystencja
- nie można go rozproszyć na skórze
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie