Too Faced Hot Buttered Rum Mini Eye Palette Paleta cieni do powiek

Hot Buttered Rum jest edycją wydana już jakiś sezon temu, kolory palety są idealne również na jesienną porę wiec nie mogłam się powstrzymać by jej nie kupić, chociaż też mnie kusiła paleta z zeszłego sezonu Sugar Cookie. Uwielbiam grafikę gorącej kawy, gorącej czekolady na opakowaniach, ta paleta ma właśnie taki wizerunek, w tym dużą porcję bitej śmietany z posypką, która samym wyglądem ogrzewa w jesienno zimowe wieczory. Ale bez względu jak urocze opakowanie ma paleta Hot Buttered Rum Mini Eye Palette, dużą mierzę również przywiązuję co oferuje, bo w mojej kosmetyce nie ma miejsca na nie używane kolory. Hot Buttered Rum jest pełna naturalnych kolorów, jest piękną paletą na każdy dzień, ale również posiada brokatowe z których można stworzyć coś na wieczór. Lubie używać jednej palety do wykonywania makijażu by oszczędzić czas, wiec dużą wagę przykładam czy będę używała całej kolorystyki w niej zawartej. Obawiałam się cieni w kolorystyce ciemnego pomarańczu czy żółci (Sin-Ammon - Buttered Rum) ale idealnie pasują do jesiennego okresu. Wszystkie osiem kolorów jest bardzo dobrze napigmentowanych. Jedyny kolor, który szybciej znika na mojej skórze to Bottoms Up, jest to idealny kolor pod kość brwiową. Spiked (różowe złoto) i Sin-Ammon (ciemny pomarańcz) uwielbiam je miłować, razem tworzą przepiękny jesienny makijaż. Jestem bardzo zadowolona z tej uroczej palety od Too Faced!

Do zakupu zachęciło mnie kompaktowe opakowanie i ładne, dzienne kolorki. Z paletką nie rozstaje się, codziennie towarzyszy mi w makijażu :) Opakowanie jest malutkie, przez co zmieści się do każdej torebki/ kosmetyczki. Jest metalowe, grube, w sumie dosyć ciężkie. Design bardzo ładny, tłoczony, wyróżniający się. Posiada w środku duże lusterko, więc perfekcyjnie nadaje się na podróże. Paletka mała, ale wydajna. Kolorki są bardzo ładne, dobrze się blendują, są dobrze napigmentowane. Niestety matowy beż nałożony na powiekę oksyduje. Cienie nie osypują się i długo trzymają się na powiekach. Błyski nie są tak bardzo intensywne, powiedziała bym, że nieco przygaszone, ale dzięki temu są super do pracy i w inne miejsca, gdzie nie możemy aż tak zaszaleć z makeupem. Zapach jest średni, trochę denerwujący, trudno mi go opisać. Jakby spalone maślane ciastka z rumowym aromatem ;) Po dłuższym użytkowaniu palety zapach zanika.

Opakowanie jest naprawdę ładnie i porządnie wykonane. Rzadko która firma przywiązuje dbałość do detalów w opakowaniu jak Too Faced i za to bardzo lubię tą markę. Paleta jest dość mała. To bagatela 8 kolorów. Pomimo tego opakowanie ma wytłoczone wzory i napisy. Jest bardzo wytrzymałe. Łatwo się otwiera jak i zamyka. Wielkim plusem jest również porządne lusterko. W palecie znajdziemy wykończenia matowe, metaliczne ale i również drobinkowe. Paleta pachnie jak maślane ciasteczka z kremem śmietankowym.Każdy kolor jest na swój sposób inny ale razem tworzą piękną całość. Nieważne jakich kolorów się użyje wszystkie kolorystycznie pięknie będą ze sobą współgrać na oczach. Posiadam już 2 duże palety Too Faced. Lubię ich formułę. Na tą paletkę skusiłam się dlatego, że przepadam za brązami. Pierwsze co zauważyłam to inna jakość cieni. Znacznie lepsza niż wcześniej. Nie chcę pisać, że wcześniejsza była zła bo nie. Nie sądziłam, że mając tak dobrą formułę jak poprzednie palety będą ją modyfikować, tworząc coś jeszcze lepszego! Cienie są mocno a nawet bardzo mocno napigmentowane. Jedno pociągnięcie pędzla a kolor jest intensywny jak w palecie. Maty przepięknie się ze sobą łączą i rozcierają. Nie wytrawiają się. Nie robią się dziury. Największy problem mam za to z beżowym cieniem metalicznym. Na sucho wygląda matowo a na mokro ciężko go równomiernie nałożyć i szybko blednie. Mój sposób jest taki, że nakładam go na mokro płaskim pędzlem a jak już skończę makijaż delikatnie przecieram go jeszcze raz na sucho w tedy wydobywa piękny błysk, choć z pozoru może się wydawać dość problematyczny, całe szczęście tylko ten jeden cień jak tak wymagający. Metaliczne cienie mają interesującą konsystencje bo w dotyku są gładkie i jedwabiste ale jak już przejedziemy palcem kilka razy przez cień robią się w konsystencję masła i formuła wydaje się delikatnie oleista. Maty są pełne, nie wyświecają się i nie bledną po całym dniu noszenia makijażu. Drobinki w metalicznych cieniach są małe i delikatnie nie czuć ich pod palcem. U mnie cienie trzymają się od rana do wieczora w zasadzie aż do ich zmycia. Łatwo się je zmywa i nie odbarwiają skóry. Łatwo się je nakłada. Nawet jak sporą ilość nałoży się na pędzel to nie grudkują. Nie osypują się. Co ważne cienie nie zmieniają koloru po nałożeniu. Nie utleniają się. Są delikatne dla skóry i nie podrażniają oczu.

Zakupiłam w grudniowej promocji w Sephora. Po moich ulubionych Chocolate Chips ta paleta przyciągnęła mnie swoim zapachem, estetyką wykonania. I to rzuca się w oczy przede wszystkim- solidne, grube, metalowe,zamykane na magnez, dość ciężkie opakowanie, przypominające (eee...) papierośnicę. Chyba nie miałam jeszcze palety tak pięknie wykonanej, w takiej oprawie. W środku bardzo duże, jakościowo pierwszorzędne lusterko. No i zawartość 8 cieni. Mamy tu brązy, pomarańcze, burgundową czerwień, piękne złoto- idealne połączenie dla wielbicieli ciepłych makijaży. Wprawna ręka przygotuje z tego niezłego dzienniaczka, ale można też wyczarować makijaż wieczorowy. Poza tym: -dobra pigmentacja -brak osypu -świetne blendowanie -trwałość na powiecie -nie robi dziur

Dostałam tą paletkę w prezencie i jest to jak najbardziej trafiony prezent! Opakowanie jest maleńkie i bardzo poręczne, dlatego zmieści się do każdej kosmetyki. W środku znajduje się lusterko, co jest dużym udogodnieniem, jeśli jesteśmy, np. w podróży. Kolory dobrane są fenomenalnie, można nimi stworzyć zarówno makijaż dzienny, jak i wieczorowy. Cienie utrzymują się na powiece przez cały dzień, nie trzeba ich poprawiać, a w ich zimowym aromatycznym zapachu można się zakochać. Jak na tak świetną jakość cena jest niewielka, około 100 zł. Polecam!