Max Gordon Lovely Women EDP 

Ten zapaszek znalazł się u mnie w domu, bo jakiś czas temu kupiła go moja Mama w zaprzyjaźnionym kiosku. Tak, kiosku. I taki właśnie ten zapach jest - tani, płaski, kioskowy, niczym się nie wyróżniający. Butelka to w moim przypadku przezroczyste szkło, ozdobione czarną grafiką oraz finezyjną, czarną zakrętką. Same perfumy mają kolor żołto-pomarańczowy, taki nawet słoneczny. Myślę, że akurat pod tym względem nie odbiegają od większości. Jest to EDP, zapach jest więc dość trwały, tyle że płaski. Powiedziałabym nawet, że mydlany. Coś mi się wydaje, że Max Gordon przy projektowaniu tych perfum wzorował się na Coco Chanel No 5, ale naprawdę bardzo średnio mu to wyszło. W Lovely Women nuty orientalne nie przeplatają się, tylko zostały po najmniejszej linii oporu zmieszane z kwiatowymi (wanilia, hiacynt). I tak jest przez cały czas podczas noszenia tych perfum, aż do momentu kiedy się ulotnią, czyli jakieś 5-6 godzin. Naprawdę nie wiem i zachodzę w głowę, co miała moja Mama na uwadze, wybierając tę jakże wysublimowaną pozycję. Zapach płaski, prosty, wręcz mydlany. Jeśli już miałabym go komuś nie polecić, ale delikatnie podsunąć i zasugerować to dojrzałym kobietom, które są pewne siebie i lubią się na co dzień w takich nawet cięższych zapachach. Zapach moim zdaniem niczym szczególnym się nie wyróżnia i tak jak w tytule - można obok niego przejść obojętnie.