Zacznijmy od razu z wysokiego C.
Nadużyciem byłoby nazwać ten zapach wulgarnym, ale jest w nim coś tak ostentacyjnego, co sprawia, że nie wyobrażam sobie, by pachnąc nim, można było stworzyć wokół siebie aurę tajemniczości. By móc rozpalić nim czyjąś wyobraźnię swoistym niedopowiedzeniem. Ten zapach to błyskawiczne przejście do sedna, bez gry wstępnej.
Początek to wrzaskliwa i nachalna nuta liczi. Jest głośna i butna. To nie wejście z przytupem, ale za razem z klasą. To raczej zbyt głośny śmiech, mający na celu ściągnięcie na siebie spojrzeń zarówno tych, którzy są w pobliżu, jak i tych z końca sali. Jakby osoba nosząca ten zapach, za wszelką cenę chciała się upewnić, że wszyscy zakonotowali jej przybycie, by nie uszło ono niczyjej uwadze.
Kiedy więc pierwszy cel zostaje osiągnięty, trzeba dalej sztucznie podkręcać atmosferę, w czym z pewnością pomoże syntetyczna konwalia, nie mająca nic wspólnego z wdziękiem maleńkich kwiatowych dzwonków. Trzeba jednak pamiętać, że konwalie użyte ze złą intencją mogą być trujące - i tu z pewnością są. Zapach rozzuchwala się do reszty, dosięgając swe potencjalne ofiary niewidzialną macką. Niepostrzeżenie oplata szyje nieświadomych niczego kochasiów, którzy naiwnie sądzą, że to tylko blef, a nie prawdziwe oblicze ślicznotki w czerni, serwującej otoczeniu syntetyczną miksturę, owszem przyprawiającą o zawrót głowy, ale w złym tego słowa znaczeniu.
Nawet baza kompozycji, stworzona z miękkich akordów wanilii, smakowitego karmelu, ambry i drzewa sandałowego nie jest w stanie zatrzeć złego wrażenia, jakie wywarł na mnie \'One Desire\'. Choć przyznać trzeba, że na tym etapie jest wreszcie tak, jak być powinno. Aksamitnie, słodkawo (ale bez przesady), a zapach (w przeciwieństwie do otwarcia i serca zapachu) tuli się do ciała, łaskocze je i głaszcze, zamiast smagać policzki lub dawać siarczyste klapsy.
\'One Desire\' mnie nie uwiódł, ba nawet w nieznacznym stopniu nie wprowadził mnie w miłosny nastrój. Nosząc go czułam się zbyt dosłowna, a moje intencje stanowczo zbyt jednoznaczne. A przecież nie o to chodzi...
Jest jednak coś, co (oprócz nut bazy) wpasowuje się w mój gust - flakon.
Prosta, czarna bryła z grubo ciosanego szkła, ozdobiona korkiem w kształcie złotej sztabki i nazwą kompozycji odręcznie zapisaną na przodzie butelki, naprawdę cieszy oko i jest doskonałym przykładem, jak wiele wdzięku i polotu może mieć nieskomplikowana forma, pozbawiona zbędnych detali i ozdobników.
Projekcja i trwałość bez zarzutu - 7 godzin, to uważam dobry wynik. Jednak za wrażenia \'artystyczne\' daję tylko 2 gwiazdki.
Używam tego produktu od: Testy
Ilość zużytych opakowań: ...