Bielenda Crystal Glow, Maseczka peel-off oczyszczająco-detoksykująca z efektem shimmer `Black Onyx` 

Saszetka na pierwszy widok ładna w kolorze czarnym z motywem czarnego onyksu. Po środku widać jak wygląda maska w środku. Czarna maź z brokatem. Po otwarciu wydusiłam konsystencję o ile to można tak nazwać, bo zrobiła mi się z tego kulka, która wyglądała jak glut i w żaden sposób nie chciała się rozprowadzić na twarzy. Miałam ją wszędzie na palcach po czym wywaliłam ją do kosza i zmyłam z rąk. Myślałam, że była przeterminowana więc może z tego taki efekt. Ale miała ważność jeszcze przez 5 miesiący więc odpada. Niestety dawno nie kupiłam takiego bublu. Pieniądze wywalone do kosza. Nie polecam.

Używałam kilku masek peel off, jednak tak źle jak w przypadku tej nie było nigdy Saszetka czarna z diamentem na opakowaniu oraz okienkiem przez które widać zawartość opakowania. Szata graficzna jest fajna. Produkt jest gęsty, lepki i żałuję, że urwałam całą górę opakowania a nie obcięłam tylko rogu bo wszystkie było umazane maską. Produkt ciężko nakłada się na twarz, dodatkowo jest go jakoś mało, bo udało mi się go nałożyć cienką warstwą na strefę T, i tylko nieznacznie na policzki. Czekam 5,10, 15 min... Dalej mokra warstwa... Czekam kolejne 15 min już lepiej coś zaschnięte jest. Efektem końcowym poczekałam 40 min a i tak były miejsca mokre które nijak chciały się zmyć. Używałam żelu do twarzy, słabo się zmywa jest gumowate i nie chcę się usunąć z twarzy!! Dopiero peeling mi pomógł pozbyć się tego badziewia z twarzy. Nie wiem czy gładka skóra to zasługa powyższej maski czy tego, że musiałam użyć innego kosmetyku do usunięcia produktu od Bielendy. Więcej po tę maskę nie sięgnę,.

Ostatnio testowałam maseczkę z serii Crystal Glow. Po użyciu skóra jest fajnie oczyszczona i gładka. Maseczka ślicznie pachnie i przepięknie połyskuje. Konsystencja pozwala na równomierne i swobodne nałożenie produktu na twarz. Nie miałam trudności aby potem zmyć tę maseczkę, więc to też na plus. opakowanie jest estetyczne i wygodne w użyciu.

Ta maseczka kupiona w Rossmanie okazała się totalnym oszustwem. Kupiłam 2 saszetki maseczki, w obydwu opakowaniach ilość produktu była śmieszna. Nie wystarczyło nawet na pokrycie jednego policzka. Dodatkowo tragiczna aplikacja, maseczki nie da się równomiernie rozprowadzić. Efektów żadnych. Nie polecam.

Pierwsze co nasuwa się przy recenzji tej maski, to nieziemski i relaksujący zapach. Naprawdę przyjemnie się ją trzyma na twarzy, ten zapach ulatnia się cały czas. Konsystencja dość gęsta na formułę pell-off. Dość problematyczna przy wyciąganiu z opakowania, które wystarcza na jedną aplikację. Kolor ciemny, z błyszczącymi drobinkami. Skóra po oczyszczona i gładka. Przygotowana na dalszą pielęgnację.

Maseczka PEEL-OFF oczyszczająco-detoksykująca z efektem shimmer Black Onyx ma gęstą, lepką konsystencję w kolorze czarno srebrnym i dość dziwny zapach, który na szczęście szybko się ulatnia. Co prawda nie jestem fanką takich masek, ale postanowiłam ją wypróbować. Do jej całkowitego zaschnięcia potrzeba trochę czasu, ja czekałam jakieś 30 minut, a po tym czasie i tak nie udało mi się ściągnąć jej w całości. Maseczka delikatnie wygładza cerę, oczyszcza ją, jednak bez efektu wow.

Ta maseczka przypomniała mi dlaczego nie znoszę czarnych peel-off mazideł, to moja pierwsza tego typu maseczka w tym roku i raczej ostatnia... Bielenda Crystal Glow to najgorsza maska jaką kiedykolwiek używałam w życiu, nie rozumiem jak można coś takiego wypuścić na rynek i dlaczego wpadło to w moje ręce... PIERWSZE WRAŻENIE, ZAPACH I SKŁAD: Tuż po otwarciu maseczki rozprzestrzenia się śmierdzący alkoholowy zapach, niestety przeczytałam skład po fakcie jak już miałam nałożoną brokatowo-czarną paciaję na twarzy. Już na drugiej pozycji możemy znaleźć Polyvinyl Alcohol, czyli alkohol poliwinylowy, a na trzeciej plasuje się Alcohol Denat, czyli denaturat! W ogóle przy nakładaniu starałam się utrzymać spory odstęp od oczu, ale wraz na początku mnie poszczypywały, potem o dziwo przestały. DZIAŁANIE: Trzymałam maskę niespełna 5 minut, gdyż stwierdziłam, że dłużej nie będę trzymać alkoholowej mieszanki. Po długotrwałym zmywaniu moja twarz została przesuszona, nieco ściągnięta i wcale nie była gładka, wręcz szorstka (pewnie od tarcia tego świństwa aby zeszło). Ależ to nie wszystko. Policzki zaczerwienione, nos tak samo, przy bruzdach nosowo-wargowych wygląda to jakby mnie poparzyło. Szybka reakcja tonikiem nie za wiele pomogła, może zniwelował trochę suszę i delikatnie zmienił odcień czerwieni na róż. Bez świądu również się nie obeszło i pojawiły mi się nowe krostki na czole. Maska ma właściwości rozświetlające - jakim kosztem? Po zmyciu czarnej paciai twarz błyszczała się jakbym świeżo wysypała na siebie woreczek brokatu lub wysmarowała się wszędzie rozświetlaczem od Fenty Beauty How many carats?! Brokat transferuje się dosłownie wszędzie i jakby było mało zmywania siłą lepkiej czarnej mazi to jeszcze powtórka z rozrywki aby pozbyć się brokatu z twarzy. Co do oczyszczenia nie zauważyłam znacznej poprawy. ZMYCIE: W opakowaniu nie znajduje się zbyt wiele maski aby równomiernie nałożyć, więc logiczne nie zejdzie to w jednym płacie. Jedynie udało się zrolować maskę z brody i czoła, policzki całe zostały. Myślałam, że się popłaczę... Pod wpływem wody konsystencja zamienia się w tłusty żel bardzo trudny do zmycia. Użyłam toniku, płynu micelarnego, syndetu do mycia twarzy oraz papieru toaletowego, bez niego by się nie udało. Dodatkowo maź bardzo brudzi paznokcie i ręce, które również ciężko domyć. Obecnie miałam świeżo zrobiony jasny manicure, to nie trudno sobie wyobrazić jak to wszystko mi powchodziło w skórki i pod paznokcie.

Produkt zakupiony w Rossmann,maseczka ma różany zapach czarny kolor rzadka konsystencję z rozświetlającymi drobinkami po nałożeniu na skórę szybko zastyga , bezproblemowo się ja ściąga z skóry pozostawiając ją rozświetlona miękka i miła w dotyku ,dobry produkt wart wyprubowania polecam

Maseczkę kupiłam razem z innymi z tych serii, byłam po prostu ciekawa co i jak, bo opakowania bardzo trafiają w mój gust i mnie zachęciły. Do tego trafiłam na promocję więc już całkiem musiałam skorzystać :) Maseczka zamknięta jest w niewielkim opakowaniu, typowym dla jednorazowych maseczek. Jej szata graficzna jest elegancka, czarny kolor przełamany diamentami. Moim zdaniem robi to dość dobrą robotę i zachęca do zakupu, bo wygląda "drogo". Na dole ma okienko przez które widać co znajduje się w środku. Pojemność maseczki to 8 gramów. Maseczka posiada certyfikat organizacji PETA, ma wegańską formułę. W środku znajdziemy maseczkę o czarnym kolorze, z brokatem, który jest drobny. Jest ona gęsta, średnio się ją rozprowadza, ale jeszcze nie jest to najtrudniejsza rzecz. Moim zdaniem produktu powinno być troszkę więcej w opakowaniu, bo mi wystarczyło na pokrycie twarzy, ale w niektórych miejscach była to bardzo cieniutka warstewka. Zapach maski jest przyjemny i po ściągnięciu jest on wyczuwalny. Co do efektów, nie zauważyłam nic, totalnie nic. Nie zauważyłam super oczyszczenia. Mam cerę tłustą, wcześniej ją porządnie oczyściłam i nie powinna się od razu przetłuszczać, a tutaj po ściągnięciu nie upłynęła godzina, a moja cera zaczęła się wyświecać na policzkach, nosie i czole. Na całe szczęście maseczka mnie nie podrażniła, nie zauważyłam wysypu niedoskonałości po jej użyciu. Skóra po użyciu nie była nadzwyczajnie gładka, ot tak, normalna, ze zwiększonym przetłuszczaniem. Wspomnę o jej ściąganiu, jak porządnie wyschła to o dziwo zeszła w jednym kawałku, więc to bardzo na plus. Uważam, że maseczka jest dobra jedynie dla relaksu, jakiejś formy rozrywki, na babski wieczór. W celach pielęgnacyjnych się ona raczej nie sprawdzi. Zapłaciłam za nią mniej niż 3 zł więc nie jest jeszcze tak źle pod względem ceny na promocji.

Maska nie spełniła moich oczekiwań. Bardzo ciężko się ją ściąga, nie widać po niej żadnych efektów. Na twarzy zostaje brokat, który ciężko usunąć. Maska jest bardzo gęsta, praktycznie ma konsystencje kleju przez co ciężko nałożyć ją na skórę twarzy. Zapach maski delikatny, nie drażni. Cena maseczki jest niska, a co za tym idzie - słaba jakość. Są jeszcze inne maseczki z tej serii, ale chyba już ich nie kupię. W dodatku maska bardzo długo schnie, co jest przeszkodą.

Kupiłam różowa wersję w niej się zakochałam, więc chciałam też przetestować wersję czarną i to był błąd. Produkt w ogole nie spełnia oczekiwań, nie jest też wydajny. Po zmyciu maseczki pozostaje pełno brokatu, którego ciężko się pozbyć. Skóra jest podrażniona i wyskoczyły mi małe krosty, nie polecam.

Wiedziałam czego mogę się spodziewać po maseczce peel-off, ale ta mnie rozczarowała. Aplikacja nie była najgorsza, ponieważ łatwo się rozprowadza na skórze, a ilość produktu w opakowaniu jest wystarczająca, aby pokryć całą twarz i aby grubość warstwy była odpowiednia. Niestety produkt jest bardzo gęsty i o ile łatwo się rozprowadza na twarzy to zużycie całego opakowania jest trudne. Ściąganie maseczki było już trochę bardziej problematyczne, miejscami był problem, aby ją ściągnąć w tradycyjny sposób i wszelkie próby podrażniały moją cerę w tym miejscu. Efekty też mnie nie zadowoliły, nie widziałam większej różnicy "po". Problemem okazał się też brokat, który pozostał na twarzy. Używany na skórze: mieszanej, skłonnej do podrażnień, brak rozszerzonych naczynek, duża skłonność do alergii

Maska nie daje efektu. Po ściągnięciu maski jest pełno brokatu na twarzy którego ciężko zmyć , twarz swędzi, jest czerwona. Na drugi dzień twarz jest lekko rumiana i szorstka.nie zbyt polecam.

Maseczka wrzuciłam szybko do koszyka podczas zakupów w Rossmannie mając nadzieję, że pomoże mi się uporać w tymczasowo święcącą się, lekko przetłuszczającą cerą. Niestety.

Lubię maski peel off, szczególnie azjatyckie, koniecznie w ciemnym kolorze, bo to znacznie ułatwia późniejsze ściągniecie maseczki. A jak zobaczyłam to brokatowe czarne cudo to pomyślałam, że warto dać mu szanse. Podobne maski schną około 15-20 minut przy cienkiej warstwie, grubiej nałożone chwile dłużej, ta maska po tym czasie nadal nie była nawet sucha na brzegach. Ba nic się nie zadziało. Wkurzyłam się, bo ile można czekać. Spędziłam dodatkowe 15 minut na zmycie tego 'cuda', robiąc sobie podrażnioną czerwoną twarz i bajzel w umywalce. Niestety nie da się jej zmyć tonikiem jak radzi producent. Podsumowując ogromne rozczarowanie.

Miałam nadzieje, że ta maseczka w chociaż minimalnym stopniu pomoże mi uporać się z efektami jakie daje moje tłusta cera. Ale od początku... Otwieram maseczkę i na dzień dobry jest problem z jej wydobyciem, wszystko rozlewa się na boki. Zapach tragiczny, strasznie chemiczny i do tego mnóstwo brokatu. Samo jej nałożenie nie sprawiło większego problemu jednak czas jaki trzeba jej dać na wyschnięcie już tak... A po jej zdjęciu? Nie dzieje się zupełnie nic, skóra nadal się świeci, wszystko dalej zapchane. Nie jest droga ale mimo wszystko nie warto.

Nigdy nie byłam fanką czarnych masek peel off.. Zastanawiałam się czy w wypadku maski Bielenda zapach będzie taki sam jak w tego typu maskach czy jednak inny. Jeśli tak jak ja łudziłyście się, że czuć będzie może różę to jak ja bylibyście rozczarowane :D Konsystencja jest typowa dla takich masek - trochę glutkowata, lepiąca. Na plus fakt, że sam proces ściągania jest całkiem znośny (na tyle ile może być w maskach peel off). Udało mi się ją ściągnąć w większym kawałku, jedynie tam gdzie była nałożona grubiej nie wyschła do końca i musiałam ją zrolować. Pewnie jeśli wykażecie się większą cierpliwością pójdzie łatwiej :P Po usunięciu zauważyłam, że na twarzy zostały drobinki brokatu, więc warto po saszetce sięgnąć po jakiś żel w celu zmycia pozostałości. Jeśli chodzi o efekty to przede wszystkim cera sprawiała wrażenie wygładzonej i raczej nic poza tym, dała krótkotrwały efekt.