W zasadzie to najważniejszą informację zawarłam już w tytule… ale oczywiście szczegóły dla bardziej dociekliwych zamieszczam poniżej. Wybierając kosmetyki pielęgnacyjne dla mojego malucha zdecydowałam się na jedną markę - Babydream. Przekonały mnie naturalne składy, przystępna cera oraz dostępność. Oczywiście zrobiłam zapas kremów pod pieluszkę i jednym z nich był właśnie recenzowany teraz krem.
Opakowanie to plastikowa tubka o pojemności 100 ml. Jeśli chodzi o wygląd, to jest całkiem dobrze, przyjemna grafika ze zwierzątkiem i ładna kolorystyka. Jednak szkoda, że wszystkie napisy z przodu są w języku niemieckim, dopiero na odwrocie mamy informacje po polsku. Niestety z przodu nie znalazło się miejsce na chociażby jedno zdanie, czym produkt jest, w szczególności, że sprzedawany jest na naszym rynku. To dla mnie spory minus, początkowo miałam problem przy wyborze produktów w drogerii, musiałam brać tubkę do ręki i czytać informacje z odwrotu. Niefajnie. Funkcjonalność jest na dobrym poziomie. Tubka zamykana jest na klik, łatwo się otwiera i zamyka. Zawias dobry, nic się nie urwało. Dozownik fajnie wyprofilowany, nie brudzi się produktem.
Krem ma postać białą o dość przyjemnym, świeżym, jakby mentolowym zapachu. Podoba mi się konsystencja. Jest dość rzadka, dzięki czemu szybko i sprawnie rozsmarowuje się na pupie dziecka. To dla mnie ważne, bo mój maluch za przewijaniem nie przepada. W dodatku krem szybko się wchłania. Pozostawia ochronny film. Łatwo go zmyć chociażby nasączonym samą wodą wacikiem. Wydajność jest bardzo dobra, co prawda ja nie używałam go „ciągiem”, raczej na zmianę z innymi (o powodach zaraz powiem) ale widzę, że starcza na długo. Dostępność jest świetna, cena też bardzo konkurencyjna. Podoba mi się naturalny skład. W produktach przeznaczonych dla malutkich dzieci jest to moim zdaniem szczególnie istotne i zwracam na to większą uwagę.
I teraz do sedna sprawy. Tego typu produkty kupujemy po to, by działały. Można przymknąć oko na nieciekawy zapach czy konsystencję, niefunkcjonalne opakowanie też się da obejść. Słaba wydajność przy dobrym działaniu za bardzo mi nie przeszkadza. No ale kurczę, przede wszystkim produkt ma działać. A ten nie robi nic. Null. Mam wrażenie, że gdybym nic nie stosowała w celu ochrony pupy to może wtedy nie byłoby aż tak źle jak z tym kremem. I to nie jest tak, że po pierwszych użyciach go rzuciłam w kąt, co to to nie. Przetestowałam go naprawdę solidnie, wracając do niego kilkukrotnie. Zawsze z tym samym, opłakanym efektem. Pupa mojego dziecka wyglądała ładnie w pierwszym dniu, max w drugim podczas używania tego kremu. Potem zaczynały się robić odparzenia oraz jakaś dziwna wysypka. Leczyłam te zmiany Bepanthenem i wracałam do Babydream. I znów powtórka z rozrywki. Naprawdę dość długo próbowałam się z nim zrozumieć, robiłam większe przerwy, mniejsze, nakładałam różną ilość produktu, czekałam aż się wchłonie, zanim założyłam pieluszkę… Nic nie pomagało. W końcu uznałam, że nie będę męczyć mojego maluszka. Zostało mi około 1/3 opakowania i musi wylądować w koszu. Nie lubię marnować kosmetyków, ale nic kosztem mojego dziecka.
Podsumowując: niewątpliwie produkt ma szereg zalet. Po co mi jednak one, kiedy nie radzi sobie ze swoim podstawowym i najważniejszym zdaniem? Nie wiem, czy nie działa, czy może skóra mojego malucha po prostu go nie zaakceptowała, ale raczej nigdy go nikomu nie polecę i na pewno nie kupię ponownie.
Zalety:
- dobra, dość rzadka konsystencja
- szybko się wchłania
- wydajny
- naturalny skład
- dobra dostępność
- przystępna cena
Wady:
- totalnie nie radzi sobie ze swoim podstawowym zadaniem, czyli nie zabezpiecza przed powstawaniem odparzeń
- nie goi odparzeń