My Secret Glamourous Tones Eye Palette Paleta 8 cieni do powiek

Jak za tą cenę paleta idealna. Idealna do codziennego makijażu, ale da się nią zrobić też coś bardziej szalonego. Błyski są mięciutkie, ale trzeba na nie uważać ab ich nie zniszczyć. Pigmentacja jest bardzo dobra i paleta wcale nie odstaje od droższych produktów.

Nie jestem mistrzem makijażu, ale lubię czasem coś tam na powieki narzucić i tu paletka Glamourous Tones sprawdza się rewelacyjnie na co dzień. Gdy chce coś na szybko zmontować, podkreślić załamanie i wydobyć spojrzenie sprawdza się rewelacyjnie. Jest bezproblemowa w użytkowaniu, bo nie osypuje się zbytnio, nie jest super mocno na pigmentowana - co powoduje że laik świetnie sobie z nią poradzi, ale też nie gubi się pigment przy blendowaniu. Jak dla mnie bardzo wygodny produkt i mimo, że mam kilka droższych paletek z wyższej półki, do tej wracam często gdy się spieszę, a nie potrzebuje super spektakularnego efektu, bo paletka ma bardzo podstawowe maty. Jeśli chodzi natomiast o błyski są bardzo, bardzo ładne i mięciutkie. Ślicznie się mienią i dają to coś co powoduje, że paletka przyciąga spojrzenie. Moje przyciągnęła i bardzo się cieszę jest mała, kompaktowa, uniwersalna i dobra na podróż.

Gdybym miała oceniać same błyski, to dałabym 5 gwiazdek. Dają mocny, wielowymiarowy błysk. Posiadają mnóstwo drobinek, które mienią się na różne kolory. Moim ulubieńcem jest cień Deep Dive, to piękny fiolet z różowymi drobinkami, bardzo wróżkowy. Idealny zarówno na całą ruchomą powiekę, jak i jako akcent kolorystyczny na dolnej powiece. Błyski najlepiej wyglądają nałożone palcem na powiekę, na której mam zaaplikowana tylko bazę z Inglota. Natomiast maty są kiepskie. Suche, trochę kredowe, pylą się w opakowaniu. Miałam problem z roztarciem ich, nie blendują się gładko. Najgorzej szło mi z najciemniejszym brązem, nie raz zrobiłam sobie nim plamę, której nie mogłam do końca rozetrzeć. Oczywiście jaśniejsze cienie są łatwiejsze w obsłudze, jednak trochę trzeba się namachać, żeby nie było plam (nie jak np. w cieniach Tarte, gdzie wystarczą dosłownie dwa ruchy pędzla). Pigmentacja jest średnia, cienie trochę bledną w ciągu dnia. Najbardziej blednie beż, pod koniec dnia jest właściwie niewidoczny. Paletkę warto kupić dla błysków, jednak nie jest to najlepsza budżetowa propozycja. Osoby początkujące oraz lubiące szybki, kilkuminutowy mejkap będą niezadowolone.

Paletkę kupiłam ze względu na fioletowy cień, którego potrzebowałam na imprezę, więc nie wiązałam z nią większych nadziei. Jednak zaskoczyła mnie wysoka pigmentacja cieni oraz to, że utrzymują się na powiekach przez cały dzień i łatwo się je nakłada. Matowe cienie świetnie sprawdzają się na codzień, brokatowe na wieczorne wyjścia. Minusem dla niektórych może być opakowanie - niezbyt gustowne, nie ma lusterka i nie sprawdza się w podróży - zabrałam paletkę na wakacje i jeden cień wypadł z formy. Ogólnie uważam, że jakość samych cieni jest naprawdę bardzo dobra w stosunku do ceny (35zł na promocji) 4,5/5 ☆

Cienie matowe: nieco suchawe, rozsądnie napigmentowane. Nie polecam nakładania w zewnętrzny kącik innego cienia zanim nałożycie najciemniejszy mat, bo się po prostu nie przyklei. Solo na mokrą bazę zachowuje się bardzo dobrze. Cienie przejściowe są raczej bezproblemowe, ładnie się rozcierają, budują, nie robią plam. Matowy beż jest świetnie napigmentowany i sprawdza mi się w każdej roli. Cienie błyszczące: oj, cudowne. Intensywne, iskrzące, wielowymiarowe/duochromowe, świetnie się przyklejają. Ich wadą jest to, że może nam się osypać brokat jeśli nie mamy bazy typu glitter primer. Golden sands - neutralny, raczej jasny, świetnie napigmentowany beż Siesta - neutralne złoto bez zielonej drobiny, na beżowej bazie. Piękny i dziewczęcy kolor, cudowny do wewnętrznego kącika. Sun-tanned - chłodny średni brąz do załamania. Dobry do tych bardziej kolorowych błysków gdy nie chcemy zbyt kolorowego makijażu. Midsummer - przepiękny kolor, w bazie jest taki rudo-brązowo-czerwony, błyszczy na miedź i złoto. Taki trochę płynny ogień na oczach. Deep dive - w bazie to fiolet, w błysku błękit. Jest on mniej błyszczący i drobinowy, bardziej metaliczny niż pozostałe błyski. Śliczny na dolnej powiece. Przypomina jeden z cieni pojedynczych Mysecret. Seashell - delikatny, brzoskwiniowy róż. Chyba najmniej napigmentowany mat, jednak pracuje przyzwoicie. Dream islands - ojojoj. To jest... szarawy turkus w bazie, który błyszczy na limonkowo-turkusowo. Przepiękny, lśniący, wielowymiarowy kolor. Sunset - brąz z fioeltowym podtonem, albo może bardziej nawet fiolet o brązowym podtonie. Czasem mam wrażenie, że lubi się wytracać przy rozcieraniu, ale da się z nim sobie poradzić (o ile jak mówiłam nie próbujemy nałożyć go na inny cień). Moja ogólna opinia o paletce jest taka, że w stosunku do swojej ceny (40 zł na chyba niekończącej się promocji) jest ona bardzo dobra. Ma cudne błyski, maty dają radę. Czy jest to najlepsza paletka, z którą mi się najlepiej pracuje? Nie. Ale czy jest warta swojej ceny i można nią wykonać ładny makijaż? Tak! Opakowanie nie w moim guście wizualnie, ale jest porządne i malutkie. Nie posiada lusterka.