Puorella Aqua Soothing Mask Pack Cat (Łagodząca maska do twarzy `Kot`) 

Robiąc zakupy w Hebe, moje oko rasowej kociary dostrzegło cudowną grafikę kotka. Musiałam więc zakupić oceniany tutaj produkt , od razu wrzuciłam do koszyka cztery sztuki. Potem przyszedł zonk- maska ma w składzie alkohol. Zużyłam wszystkie cztery płachty. Maska nie wyrządziła mi żadnej krzywdy, nie uczuliła mnie i nie podrażniła. Jednak w głowie pozostał ten zonk. Po co ten alkohol, ja się pytam? Po co? Mogło być całkiem fajnie przecież. Grafika na opakowaniu jest urocza. Również i sama płachta jest z kocim motywem. Nie jest idealnie skrojona, zgadzam się z opinią , że jest minimalnie za krótka, niemniej idealnie skrojoną płachtę ciężko jest spotkać. Płachta jest również dobrze nasączona, esencji jest naprawdę dużo. Jak wspominałam, maska nie wywołała u mnie żadnych podrażnień. Lekko nawilzyla i lekko wygładziła moją skórę. Nie jest to efekt spektakularny, ale na pewno wyczuwalny. I ten nieszczęsny zonk, ten nieszczęsny alkohol ... Płachta, choć dosyć kiepsko skrojona, dobrze przylega do skóry, nie zsuwa się z twarzy. Uważam to za plus. Wahałam się z wystawieniem oceny końcowej. Normalnie dałabym trzy gwiazdki, jestem jednak zdeklarowaną kociarą. Tutaj sprawę ratuje grafika z korkiem, daję więc mocno naciągane cztery gwiazdki.

Maska zamknięta jest w czerwonej saszetce z motywem kotka, łatwo się otwiera. Po wyjęciu otrzymujemy mocno nasączoną tkaninę, z której aż ścieka. Jak na maski z nadrukami to ta jest całkiem miękka, mało sztywna. Okazało się, że jest źle wycięta - wszerz była za krótka i niezbyt pokryła mi całe policzki. Wzdłuż była akurat. Zapach okropny, idzie w nim wyczuć nutę alkoholu oraz po dłuższym zastanowieniu przypomina farbę do ścian. Alkohol ukrył się w składzie na 16. pozycji (nijak nieopisany, po prostu alkohol). Moja cera: sucha, wrażliwa, ostatnim czasy podrażniona, zaczerwieniona Oczekiwania: złagodzenie i nawilżenie Producent zalecił trzymanie maski 15-20min, ale po wywołanym dyskomforcie natychmiast zdjąć. Oczywiście w tym aspekcie producent nie oszukał i obiecany dyskomfort się pojawił w postaci pieczenia całej twarzy, a po zdjęciu płachty pojawił się delikatny świąd. Także wytrzymałam jakieś 12 minut, od około 5. minuty pieczenie/szczypanie się powoli nasilało aż zapaliła mi się czerwona lampka, że coś jest nie tak. Po zdjęciu płachty twarz nie była zaczerwieniona tak jak się tego spodziewałam tylko pozbawiona zaczerwienień, czyli jednak ma jakąś właściwość łagodzącą. Esencja wchłonęła się w może 3 minuty pozostawiając twarz całkowicie suchą, następnie pojawił się delikatny świąd głownie na czole i policzkach. Dla mnie strata czasu.