JEDYNY W SWOIM RODZAJU. NIEOCZYWISTY.
O ile uważam, że Dior Homme Cologne 2013 to zapach idealny dla obu płci - o tyle M;OC Masaki Matsushima wydaje się bardziej idealne od ideału... Można? Można.
Dior jest ewidentnie wodą kolońską. Tylko tyle i aż tyle. Nowoczesną, piękną, skrojoną tak dobrze, że zarówno mężczyzna, jak i kobieta, wydobędą z niej indywidualną dawkę piękna. Będzie to jednak piękno kolońsko-cytrusowe - bo taka jest idea i charakter zapachów z segmentu wód kolońskich.
Zapach Masaki Matsushima - M;OC - nie jest wodą kolońską. M;OC jest "normalnym" zapachem adresowanym do mężczyzn, propozycją całorocznych męskich perfum.
Słyszałam o nim wcześniej, że to zapach z (faktycznej) kategorii unisex, ale że jednocześnie pozbawiony jest tych standardowych parametrów, które na naszym europejskim (i amerykańskim) podwórku zazwyczaj decydują o tym, że zapach jest używany przez obie płcie - są to najczęściej klimaty wodno-cytrusowe, czasem mydlano-lawendowe, często orientalno-zamszowo-waniliowe męskie zapachy też są z powodzeniem noszone przez kobiety.
Masaki nie jest ani cytrusowy, ani mydlany, ani orientalny. Jest bardzo lekkim zapachem, będącym wariacją na temat drinka i kwiatu dzwonka - pierwszy raz mam do czynienia z taką niecodzienną kombinacją. Teoretycznie M;OC zawiera cytrusy i zielone jabłko, jednak dają one efekt jedynie lekkiego odświeżenia - same w sobie nie są wyczuwalne jako konkretne nuty. Może ewentualnie jabłko jest możliwe do zidentyfikowania - cytrusy na szczęście nie. Na szczęście - bo cytrusy są wszechobecne - a tu możemy od nich odpocząć. Jest piżmo i drewno tekowe - piżmo jest leciutką słodkością pod koniec projekcji, czyli standard jak we wszystkich zapachach, zaś drewno tekowe - nie mam zielonego pojęcia jak pachnie, więc nie odniosę się do tego. Być może jest złagodzeniem piżma, zmniejszeniem natężenia słodkości.
Zresztą - jakiego w ogóle natężenia?...
W tych perfumach NIC nie jest intensywne. To zapach przezroczysty. Ani słodki, ani kwaśny, ani zimny, ani ciepły. Rześki, owszem - ale to rześkość drinka, wyraźnie przełamana kryształkami cukru, a nie chmura bergamotki gryząca w nos. Jest w tych perfumach jakaś nutka, której nie znałam do tej pory - najpierw budzi zaciekawienie, potem okazuje się przemiła dla nosa. To wiodąca tutaj nutka, taka lemoniadowo-drinkowo-cukrowa. Inna, niż wszystkie znane mi dotychczas. W dobrej proporcji i w dobrym stylu. W tych perfumach nie ma ani jednego fałszywego momentu, ani jednego negatywnego niuansu. Zapach jest delikatny, nie odstaje ode mnie jak obce szaty. Tworzy jednolitą całość z moją skórą, ubraniem i ogólnie z moim wizerunkiem (chociażby z jasną oprawą szaroniebieskich oczu, których nie maluję).
Zapach delikatny, bliskoskórny, neutralny - a mimo to (a może dzięki temu?) śliczny i fikuśny. Nieoczywisty. Gdybym nie wiedziała, że są to perfumy męskie i miałabym wypowiedzieć się tylko na podstawie testów, to powiedziałabym, że to raczej zapach damski. Rześki, lemoniadkowy - ale jednak damski. Co ciekawe, do faceta też pasuje idealnie. Nie wiem tylko, czy kogokolwiek zadowoli jego trwałość (max. 2-3 godz) i projekcja (max. 10-15 cm). Mnie zadowala w pełni. Na ubraniach zaskakująco długodystansowy.
Testowałam wiele razy w Sephorze - i przekonał mnie.
Wyczaiłam dobrą cenę w Empiku - i kupiłam 2 flaszki.
Używam tego produktu od: testy
Ilość zużytych opakowań: 40 ml w trakcie