Nie lubię pisać takich recenzji, ale muszę - nie kupujcie tego...
Ostatnimi czasy przeprosiłam się z blyszczykami. Po dłuższym czasie malowania się matowymi pomadkami, zapragnęłam błyszczącego efektu z drobinkami. Najpierw kupiłam różowy od Eveline, a chwilę później stwierdziłam, że muszę na już, natychmiast dokupić jeszcze coś w odcieniu beżu/brzoskwini. Podczas szybkich zakupów w Rossmannie zobaczyłam promocję na szafę Stars from the stars, gdzie były błyszczyki po 10 zł - bez zastanowienia kupiłam. Marka jest popularna na wizażu, więc uznałam, że będzie dobrze. Recenzuję odcień 006 - taka morela z dużą ilością iskrzących drobinek
* Zacznę od opakowania, które poza niską ceną jest chyba jedynym atutem. Takie nastolatkowe, z gwiazdkami, przypomniało mi Vinyl Stars z Rimmela, który królował za moich nastoletnich czasów ;)
* Zapach nieco mnie zawiódł - takie chemiczne mango, ale muszę też przyznać, że ciężko ostatnio o fajnie pachnący, owocowy błyszczyk. W czasach największej popularności na błyszczyki, czyli ok. 2004-2007 producenci ścigali się na piękne i nietypowe zapachy, a teraz mam wrażenie, że wszystko pachnie co najwyżej wanilią.
* Już po pierwszej aplikacji byłam wściekła. To miał być błyszczyk do szybkiego malowania bez lusterka i poprawek. Tymczasem kosmetyk ten jest strasznie rzadki i okropnie wypływa poza kontur ust. Trzeba aplikować go precyzyjnie, odpowiednią ilością, nie da się pomalować nim na szybko, bo efekt końcowy jest żałosny i śmieszny. Poza tym, już chwilę po umalowaniu się, na ustach tworzą się te paskudne białe grudki. Najpierw wewnątrz ust i w miejscu ich zetknięcia, później są już właściwie wszędzie, w kącikach i na środku. Wygląda to niechlujnie, paskudnie, ehhh...
* Jest okropnie niekomfortowy w noszeniu - czuć paskudnie duże, szorstkie drobiny brokatu, a sam błyszczyk staje się na ustach nieprzyjemnie wodnisty, rzadki i suchy, jak byśmy posmarowały usta wodą. Bez ogródek - czas spędzony z tym czymś na ustach to była dla mnie katorga.
* Na szczęście katorga nie trwała długo, bo jest to najbardziej nietrwały błyszczyk świata! Usta pomalowane tuż przed wyjściem z domu - po ujechaniu kilku metrów autem już czułam ten suchy dyskomfort na ustach, a po chwili jakbym miała je "gołe", niepomalowane. On dosłownie wyparowuje z ust!
* Na koniec największy, niewybaczalny grzech - już po pierwszym dniu mojej "przygody" z tym oto wynalazkiem tak wysuszyłam sobie usta, że nadal nie doprowadziłam ich do poprzedniego stanu. A były gładkie, miękkie, bez suchych skórek. Dramat nie błyszczyk...
Wprawdzie zapłaciłam za niego tylko dychę, ale nie znoszę takich sytuacji, gdy kosmetyk jest aż tak tragiczny, że nie jestem w stanie go używać. Nie lubię wyrzucać, nie chcę też "uszczęśliwiać" kogoś takim bublem i puszczać go w świat. Dawno nie miałam tak tragicznego kosmetyku, dlatego leci w pełni zasłużona jedynka!
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie