Lubię te błyszczyki, mają w sobie to coś co sprawia, że chętnie je zamawiam, choć nie są jakieś wybitne i budzące gorące uczucia.
Zapewne przez brak zapachu-uwielbiam gdy błyszczyki ładnie pachną, zachęcają do nakładania ich, noszenia i pocałunków ;) A te Avonowskie z klasycznej linii praktycznie w ogóle nie pachną, jak się wczuć to można poczuć jakiś delikatny plastik, ale i tak to nie zmienia faktu, że dla mnie są praktycznie bezzapachowe. Troszkę szkoda, ale dla wielu osób to może być plus.
Lubię je za formułę-nie kleją się bardzo mocno, ale jednocześnie dzielnie trzymają się na swoim miejscu-nie wylewają się za kontur ust, nie robią brzydkich farfocli w miejscu styku warg i kącikach. Nie oceniam czy zbierają się na zębach, bo na moich zostaje niemal każda szminka czy błyszczyk i te nie są wyjątkiem od tej reguły(niestety).
Trwałość błyszczyków to rzecz na którą nie zwracam istotnej uwagi-mam częsty nawyk poprawiania ust. Jednak uważam, że te są całkiem trwałe jak na błyszczyk-bez żadnych akcji typu jedzenie itp. to nawet 2 godziny dotrwa, choć wiadomo, że po tym czasie już nie będzie tak intensywny.
Dla ust jest neutralny, nie uczula ich i nie wysusza. Nawilżenia nie oczekuję, wystarczy mi fakt, że błyszczyk nie wysusza ust i je chroni przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi(a te Avonowskie to robią).
Aplikator to klasyczna gąbeczka, w sam raz do szybkiego malowania, nawet bez lusterka. Uwielbiam opakowania tych błyszczyków-proste, eleganckie i wytrzymałe, mam już je jakiś czas i nadal wyglądają dobrze.
A teraz troszkę o kolorach:
-Mulberry-tego zdecydowanie nie polecam. W katalogu wydawał mi się naturalniejszy, więc zamówiłam go licząc na efekt dziewczęcych różowych ust pasujący na zimę. Tymczasem dostałam defekt-taki sztuczny barbie pink dosyć mocno kryjący(bez drobinek), w ogóle do mnie nie pasuje, a poza tym brzydko zbiera się w załamaniach, nakłada bardzo nierówno i wygląda ohydnie oraz niechlujnie.
-Iced Pink-ciekawy odcień, choć owiany złą sławą. Jasny, różowy, perłowy-teoretycznie najgorsze combo. Ja go dostałam. Przy jednej warstwie daje ciekawą i nawet ładną poświatę, wygląda wtedy nawet naturalnie. U mnie wymaga minimalnej ilości nakładanego produktu, przy większej już widać mocną perłę a la lata 90te(tylko ciemnej konturówki brakuje), ogólnie nie na co dzień i wymaga wprawy w nakładaniu. Nie smuży, nie nakłada się nierównomiernie. Fajny do makijaży w stylu Ganguro :D
-Strawberry Shine-chłodna czerwień z drobinkami, prześliczna. Zamawiając go liczyłam że będzie bardziej przejrzysty, tymczasem to mocno kryjący i intensywny odcień. Nakładam go cienką warstwą, wtedy mam efekt dziewczęcych, naturalnych i soczystych ust, na wieczór już mogę zrobić nim mocniejszy efekt-fajna sprawa :) Nakłada się bez problemu.
-Rave. Wydawać by się mogło, że to specyficzny kolor dla odważnych-taki buraczkowy fiolet z mnóstwem złotych drobinek-wybuchowa mieszanka. Tymczasem na ustach jest dużo lżejszy i naturalny-dosyć transparentny kolor, dobry na co dzień. Ja go lubię jesienią, pasuje do mojego typu urody i nie jest krzykliwy(wbrew pozorom). Jedynie te drobinki troszeczkę czuć na ustach, choć nie są nachalne i nie wyglądają jak krzykliwy, tandetny brokat. Rave dostałam przez omyłkę-zamawiałam inny odcień, a dostałam ten, mimo tego nie żałuję tego ani trochę i fajnie, że go mam :)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie