My precious. Było "meh", jest "och"
Lattafa Khamrah to pierwsze perfumy, których flakon bez zastanowienia kupiłam w drogerii nie patrząc na cenę, a tylko na to, żeby w końcu mieć pełnowymiarowy produkt a nie tylko próbki, po to, żeby móc powąchać je od czasu do czasu (niekoniecznie się nimi psikać), upoić się tym wspaniale kojącym mnie zapachem, polepszyć sobie humor i żeby popatrzeć na niesamowicie elegancki, dopracowany do milimetra flakon. Moją relację z tymi perfumami mogę porównać do sytuacji, która zdarzała mi się niejednokrotnie - tj. kiedy patrzysz na osobę i czujesz, że się nie polubicie. A potem zaczynacie rozmawiać, poznajesz ją bliżej i okazuje się być Twoją komfort personą. To właśnie spotkało mnie i Khamrah.
Flakon
Na samym początku nabyłam dwie próbki tych perfum, po 5 ml. Gdzieś w Internetach wyczytałam, że flakon i cała otoczka opakowania tego zapachu jest nieziemska, królewska, wręcz złota. Czy w to wierzyłam? No niezbyt. Do momentu, gdy nie zobaczyłam rozmiaru kartoniku, w którym zamknięto Khamrah. Po pierwsze padło pytanie: po co to takie duże? Ale po dostaniu się do środka wiedziałam już wszystko...
Kartonik jest duży, naprawdę duży. Wykonany z twardego kartonu, w kolorze czarnym, ze złotymi ozdobami (w tym napis Khamrah i Lattafy). Wygląda elegancko, jest matowy, piękny, estetycznie wykonany. Dodatkowo podbito go drewnem, co całościowo wygląda tak, jakby kosztowało miliony. Po podniesieniu go do góry poczułam się jak golum we Władcy Pierścieni. Zresztą chyba tak też wyglądałam, bo wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia i z ust padło słynne "my precious", bo tak właśnie wygląda flakon w środku. Znajduje się na miękkiej gąbeczce, do której przyczepiono lustrzaną blaszkę (dosłownie lustrzaną, widać w niej swoje odbicie). Wraz z pomarańczowym kolorem perfum, szklanym flakonem, którego wzór przypomina mi trochę zadrapania kotełka (wyżłobienia w szkle), całość mieni się złotem. Naprawdę, wygląda to jak skarb. Niesamowita sprawa.
Zakrętka jest szklana, flakon tak samo, jest luksusowy, ciężki. Biorąc go do ręki w życiu nie stwierdziłabym, że całość kosztowała mnie tylko 100 zł.
Wyczucie estetyki, niesamowita elegancja, drobność o szczegóły... nie umiem wyjść z podziwu jak piękne to opakowanie/flakon jest.
Zapach
Khamrah porównuje się do szarlotki przez wyczuwalną nutę cynamonu i owoców. Długo, naprawdę długo szukałam tutaj tego ciasta i już powoli wpadałam we frustrację, że nie potrafię tutaj tego wywąchać. Na samym początku przeraziła mnie ta dusząca woń, moc, ciężkość. Nawet wyczuwałam lekki dym, coś ewidentnie przytłaczającego. Nie czułam się komfortowo na głowie i po wielu godzinach noszenia miałam ich dość, ale...
Z czasem zaczęłam wyczuwać w nich kremowość wanilii w duecie z cynamonem. Tak, ta mieszanka przy mnie trwa. Zaczęła wspaniale koić mnie na głowie, szczególnie z rana. Pozwalała mi lepiej wejść w dzień.
Po dłuższym czasie do moich receptorów dotarły owocowe nuty.
Aktualnie najczęściej czuję mocną wanilię, ale nie jest ona nudna, płytka, bez polotu. Nie, jest przełamana owocem, kwaśnym, cierpkim. Całość komponuje się kobieco, seksownie.
Mi niestety nie pasuje tutaj stwierdzenie, że Khamrah jest unisex, na moim mężczyźnie nie wybrzmiewa dobrze. Są zbyt kremowe. Dla mnie to typowo kobiece perfumy.
Trwałość
Spektakularna. I to nie jest przesada. Wiem, że może zawiać trochę nudą, bo każdy zachwala Khamrah właśnie za ten ogon, który ciągnie się za wypsikaną osobą na kilomeeetr. Ale tak naprawdę jest. Te perfumy są niezmywalne na ubraniach, nie ma opcji, żeby bez prania ich się pozbyć.
Dlatego bardzo polecam używać je jesienią/zimą - pachnący szalik to fakt, a nie mit. Nie ma nic przyjemniejszego z rana przy mrozie, jak otulenie się ciepłym, miękkim i kojąco pachnącym szalem. Tegoroczna zima będzie mi się mocno kojarzyła z Khamrah, śmiało mogę stwierdzić, że ulepszyła mi tę porę roku (niekoniecznie ulubioną ;))
Każdy, kto czyta tę recenzję i myśli, żeby po kilku psikać poddać się i popchnąć Khamrah dalej stwierdzam - z a s t a n ó w s i ę dwa razy! Serio. Ja już też tak miałam, byłam trochę zła, że o co ten szum. Z czasem dojrzałam do tych perfum. I jestem szczęśliwa, że przetrwałam ten kryzys.
Wiem też, że one pachną inaczej niż na początku, z czasem są jeszcze piękniejsze. Wspaniała sprawa, że przy każdym psiknięciu i "niuchnięciu" coś innego wybija się ponad wszystko, raz jest to wanilia, raz owoce, raz jednak ten cynamon. Kolejnym razem orient...
Wielowymiarowy zapach. Wart każdej złotówki. Boskość.
Zalety:
- piękny, wielowymiarowy zapach, za każdym razem wyczuwam w nim coś innego: cynamon, wanilię, słodkość/kwasowość owoców, orient
- trwałość nie do pobicia
- wspaniale wybrzmiewają na ubraniach, szczególnie na szalu (cudnie otula zimą)
- flakon i cała otoczka opakowania jest spektakularna, elegancka, luksusowa, coś p-i-ę-k-n-e-g-o dla osób, które kochają estetykę
- projekcja, "długość" ogonu
- za 100 ml zapłaciłam 100 zł, to nic, są warte absolutnie każdej złotówki
- wydajne przez swoją nieziemską moc