Paris Corner Emir, Mango Punch EDP 

-Nuty głowy: Mango, ananas, jeżyna, cytrusy -Nuty serca: Jaśmin sambac, kwiat lotosu, gardenia, irys -Nuty bazy: Wanilia, drzewo cedrowe, paczula, piżmo Uczciwie przyznam, że mam ostatnio dziwną awersję do rzeczy, które pachną mango, bo pachną mi...potem :D Nieważne czy to odżywka do włosów, czy żel pod prysznic - wyczuwam taką nieprzyjemną, słoną nutę. Zachęcona recenzjami zagranicznych perfumoholików zdecydowałam się na zakup Mango Punch w ciemno, bo miało być rześko, lekko, nie za słodko...i dokładnie tak jest! Mango Punch to prawdziwa eksplozja owoców dla mojego nosa - głównie mango. Faktycznie nie ma w nich przesadnej słodyczy i tony cukru. Może na wstępie wychodzi z nich delikatna landrynka, ale po chwili zaczynają dosłownie musować na skórze i zapach staje się nieco wytrawniejszy, bardziej soczysty. Następnie po kilku minutach stają się subtelnie kwaskowe i zaczynają przypominać koktajl z dojrzałego mango. Po kolejnych kilku minutach wyczuwam w nich lekko zieloną skórkę. Są wyraziste, nie ma w nich "taniości" i nie dają vibe kiepskiej jakości mgiełek do ciała (one lubią występować w takich egzotycznych zapachach właśnie). Mango Punch są na maksa tropikalne i na maksa upajające. Flakon? Na pierwszy rzut oka prosty, ale jak dumnie prezentujący się na toaletce. Masywny, porządnie wykonany, z pięknymi tłoczeniami. Projekcja i trwałość bardzo przyzwoita, wyczuwam je na skórze ok. 6-8h, na ubraniach jeszcze dłużej. Myślę, że te perfumy będą gratką dla fanów owocowych zapachów.