U mnie skrętu nie definiuje...
Krem od Tigi kupiłam ze względu na dobre opinie wśród kręconowłosych. Co prawda moje włosy wolą stylizację żelami, ale ciągle o tym zapominam i kupuję kolejne kremy... Niestety recenzowany zupełnie się u mnie nie sprawdził i powędrował do posiadaczki włosów falowanych.
Moje włosy to wysokopory w typie wurly. Są suche, matowe, z natury szorstkie. Bardzo szybko się przetłuszczają, dlatego myję je niemal codziennie metodą OMO. Okropnie się plączą i jeszcze bardziej puszą. Biorąc to wszystko pod uwagę, zależy mi na tym, by stylizator nie obciążał włosów, nie wysuszał ich, nie przyspieszał przetłuszczania i nie zwiększał puszenia włosów. Jednocześnie oczekuję tego, by podbijał skręt, ponieważ moje włosy mają potencjał i przy dobrze dobranym zestawie kosmetyku uzyskuję na głowie sporo rulonów. Jak stylizuję włosy? Po umyciu nakładam odżywkę bez spłukiwania (albo ją wczesuję, albo wgniatam), następnie używam bawełnianej koszulki, by odsączyć nadmiar wody. Na tak przygotowane włosy nakładam stylizator, po czym przez około 3-4 minuty je ugniatam. W przypadku kremu Tigi potrzebowałam każdorazowo około 2-3 pompek. Następnie wykonuję plopping, zazwyczaj przez mniej więcej 40 minut. Nie suszę włosów suszarką, pozostawiam je do naturalnego wyschnięcia.
I jak sprawdził się używany w ten sposób krem od Tigi? Niestety słabiutko. Nie spełnił mojego podstawowego oczekiwania, czyli nie definiował skrętu. Maksymalne, co byłam w stanie uzyskać z jego pomocą, to fale 2b. Trochę to marnie wygląda, zwłaszcza, że żel Syoss Men daje mi często sporo rulonów 3a. Ale nie ma co się dziwić - krem nie tworzył u mnie sucharków, nie było co odgniatać, więc i skręt był nie taki, jakiego oczekiwałam. Miałam również wrażenie, że krem zwiększał puszenie włosów, a to już jest niewybaczalne. Przecież właśnie po to używa się stylizatora - by dzięki definicji skrętu, włosy były zbite w ładne loki. A moje włosy po użyciu recenzowanego kremu przypominały jeden wielki bałagan, w którym żadnej definicji nie było...
Jest jeszcze jedna rzecz, na którą należy uważać, stosując stylizator Tigi. Otóż nie polecam nakładania go w większej ilości. U mnie kończyło się to katastrofą w postaci obciążonych strąków, jakby tłustych. Włosy wyglądały nieświeżo, jakbym myła je 4 dni wcześniej, a nie poprzedniego wieczoru. Było to dla mnie zaskakujące, ponieważ większość stylizatorów nakładam w dużej ilości, większej niż zalecenia producenta i większej niż u innych osób. Wydaje mi się, że nigdy wcześniej nie miałam sytuacji, by włosy wyglądały aż tak źle, tylko dlatego, że nałożyłam więcej stylizatora. Recenzowany krem mogę natomiast pochwalić za to, że niwelował szorstkość włosów i nie wysuszał ich nawet podczas codziennego stosowania. Co ważne, nie wpływał niekorzystnie na objętość włosów (oczywiście wtedy, gdy nałożyłam go w odpowiedniej ilości). Nie miałam również problemu z rozczesaniem włosów, na których znajdował się krem. W przypadku używania żelu muszę rozczesywać włosy na mokro, bo inaczej wyrywam ich niewyobrażalną ilość. Tutaj tego problemu nie było, więc warto ten fakt podkreślić i docenić.
Próbowałam łączyć recenzowany krem z żelem Syoss Men, który jest dla mnie najlepszym stylizatorem wszechczasów. Nakładałam go albo pod żel, albo na dłoni mieszałam oba produkty. Nie zauważyłam, by w którejkolwiek konfiguracji jakkolwiek podbijał działanie żelu. A skoro solo żel sprawdza się u mnie rewelacyjnie, to po co mi drugi kosmetyk, który nic nie wnosi? Szkoda czasu.
W kwestiach "technicznych" nie mam do czego się przyczepić. Opakowanie kremu jest wyposażone w pompkę, co jest wygodnym rozwiązaniem. Pompka działa bez zarzutu, nie zacina się, dozuje odpowiednią ilość produktu. Zapach kosmetyku jest przyjemny, ale dość szybko się ulatnia. Konsystencja również jest w porządku - ani zbyt gęsta, ani zbyt lejąca. Cena też wydaje się być okej, ja zapłaciłam około 30 złotych. Aaa, jest jednak coś, do czego mogę się przyczepić. To kwestia dostępności produktu - ciężko znaleźć go stacjonarnie, o ile w ogóle jest to możliwe... Musiałam specjalnie dla niego złożyć zamówienie w sklepie online, więc dodatkowo pokrywałam koszt wysyłki.
Podsumowując, nie jest to stylizator odpowiedni dla moich włosów. Po zużyciu połowy opakowania oddałam go koleżance, która jest posiadaczką fal. O dziwo, sprawdza się u niej lepiej niż na moich włosach wurly. A przecież krem jest przeznaczony dla loków... Tak czy inaczej, nie muszę chyba mówić, że zakupu kolejnego opakowania nie planuję. Czy polecam? Hmmm, uważam, że znalezienie odpowiedniego stylizatora to prawdziwe wyzwanie, dlatego warto testować każdy. Zawsze można zrobić to, co uczyniłam ja - puścić go dalej w świat.
Zalety:
- nie wysusza włosów
- niweluje szorstkość włosów
- nie skleja włosów
- wygodne opakowanie z pompką
Wady:
- nie definiuje skrętu
- nałożony w większej ilości obciąża i przetłuszcza włosy
- dostępność
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie