Parfums Gres Hommage à Marlene Dietrich, My Life EDP 

Całkowite rozczarowanie. Moje doświadczenia z kilkoma zapachami Gres były znacznie lepsze. O ile same kompozycje nigdy mnie nie zachwyciły, to przynajmniej były esencjonalne. My life to niestety jakieś rozwodnione popłuczyny. Dobrze że kupiłam tylko miniaturkę. Nie można powiedzieć że są brzydkie bo ledwo je czuć. Rzeczywiście są w oddali jakieś szypry, ale krem do rąk z Lidla za 4 zł na skórze pachnie mocniej, dłużej i trzyma się dalej skóry niż "to". Nawet szkoda czasu na komentarz. Używam tego produktu od: kilku dni Ilość zużytych opakowań: 5 ml

Teoretycznie ten zapach to szypr. Niestety (dla mnie) to kolejny zapach z rodziny "modern chypre" a nie klasyczny ("Miss Dior" czy "Soir de Lune" ). Dla mnie (inaczej niż dla poprzedniczki) jest to taki bezpieczny, troszkę bezpłciowy zapach. Z reszta taki sam jak Miss Dior Cherie i Coco Mademoiselle (też modern chypre) - proszę o wybaczenie wszystkie fanki obu zapachów. Ten jest dla mnie dość fajny ale niestety strasznie zimny. Nie wiem nawet jak to wytłumaczyć. Jest klasyczny, bardzo elegancki, kojarzy mi się nie z Marleną Dietrich ale z taką francuską paniusią z lat 50-tych w sukience/kostiumiku New Look od Diora. Bardzo elegancką, ale wyniosłą i nie okazująca żadnych emocji. Mimo, że chciałam pokochać nie dałam rady. Dodatkowo trwałość na mojej skórze była bardzo słaba - chyba zużyłabym w miesiąc całą buteleczkę, gdyby mi się spodobał. Z całej trójki zapachów poświęconych Marlenie D. dla mnie najfajniejszy jest "My dream". Wszystko kwestią gustu jest a już szczególnie odbiór zapachów. Buteleczka, jak wszystkie z tej serii jest bardzo, ale to bardzo elegancka (prawdę mówiąc nie wiem czy nie jest czasem zrobiona ze szkła kryształowego) - może być ozdoba każdej toaletki. Używam tego produktu od: Rok temu Ilość zużytych opakowań: Parę ml z 60 i poszło w świat.

Będąc posiadaczką całej kolekcji, zgłosiłam akurat My Life do miana KWC, gdyż lubię ten zapach najbardziej. Wyrafinowanie zmysłowy, szyprowy z lekką nutką owocową. Elegancki, dyskretny, acz wyrazisty i z charakterem. Czysty, harmonijnie skomponowany, świetlisty zapach. Chociaż osobiście nie lubię szufladkować, niczego ani nikogo, to ten jest jednak zdecydowanie zapachem wieczorowym. Tak mogłaby pachnieć Minerwa i współczesna kobieta ubrana w Le Smoking od YSL. Ale nie nastolatka czy "słodki kociak". My Life rozwija się wolno, przechodząc stopniowo od cierpkich tonów grejpfruta przeplecionych aromatem wisterii, kwiatu pomarańczy i rumu, przez słodki jaśmin i waniliowy heliotrop w towarzystwie drzewa cedrowego, pozostawiając wyraźne i zmysłowe nuty labdanum otoczonego ciepłą paczulą i drzewem sandałowym. Ale żeby nie było za słodko i ciężko - niemal od samego początku wyczuć można orzeźwiający i odświeżający powiew wetiweru. Zapach najpierw trzyma się bardzo blisko ciała by po pewnym czasie nieco się oddalić, ale nigdy nie przekracza tzw. granicy intymnej. Na mojej skórze utrzymuje się ponad 12 godzin. Ale jest to zapach z gatunku "niebezpiecznych". Akordy drzewne są na tyle intensywne, i tak mocno "wgryzają się" w moją skórę i włosy, że ani żele pod prysznic, ani mycie włosów pachnącymi szamponami, nie są w stanie zmyć ani zagłuszyć ich przez następną dobę lub nawet dwie. Używam tego produktu od: lutego 2008 Ilość zużytych opakowań: 2 x 60 ml, 1 x 5 ml, obecnie w trakcie kolejnej buteleczki 60 ml