Lattafa Perfumes Angham EDP 

Lattafa Angham była inspirowana zapachem Burberry Goddess. To zdecydowanie czuć w tej kompozycji. Czuć w niej ogrom waniliowej słodyczy z delikatnym przełamaniem ciepłej, słodkiej lawendy. Są to perfumy dla miłośników zapachów słodko-waniliowych. Dla mnie Burberry Goddess jest zbyt słodkie. Angham pomimo słodyczy ma w sobie coś wyjątkowego, co mnie intryguje i wciąga. Nie jest tak oczywisty i prostolinijny jak Goddess - dlatego pomiędzy oryginałem a klonem zapachowym, zdecydowałam się na klona. • Zapach: to prawdziwa oda do ciepłej, lepkiej słodyczy. Otwarcie jest ostrzejsze, lekko zadziorne. Czuć odrobinkę imbiru, pieprzu i lawendy. Potem zapach przechodzi w prawdziwą słodycz praliny, wanilii i lawendy. Dla mnie momentami jest aż za słodki. Uwielbiam wanilię i lawendę całym sercem, ale w tej kompozycji nawet lawenda jest podana na słodko. Nie mniej jednak to zapach, który zaskakuje, zmienia się podczas trwania. Jak go aplikuję, to chce go się non stop wąchać. Jest ciepły, otulający, ociepla wizerunek, przyciąga. Jest też prawdziwym łapaczem komplementów. Otoczenie go na tyle lubi, że można się zdziwić otrzymując nieoczekiwany komplement. • Projekcja: pomimo dużej słodyczy zapachu, na mnie trzyma się dość blisko skóry i nie tworzy ogona zapachu takiego jakbym się spodziewała. • Trwałość: być może mam dość świeży wypust, ale na razie trwałość nie powala i po kilka zaledwie godzinach muszę go reaplikować. Zobaczymy jak zmieni się w czasie, na razie pod kątem trwałości nie powala na łopatki, a tego się spodziewałam. • Flakon: on jest nieziemski. Ta elegancja, prostota i te urocze nutki... Cudowny. Dla samego flakonu kupiłabym pełnowymiarowe opakowanie ...