Sinsay Sweet & Spicy, Highlight Face Stick Rozświetlacz

Dobra, teraz lecimy z rozświetlaczem w sztyfcie z Sinsaya – Sweet & Spicy Highlight Face Stick. Już sama nazwa brzmi obiecująco, bo kto by nie chciał wyglądać jednocześnie słodko i pikantnie? No to sprawdzamy, czy faktycznie daje efekt glow na poziomie „o matko, jaka bogini”, czy raczej „czemu mam brokat na twarzy”. Pierwsze wrażenie – opakowanie proste, plastikowe, ale całkiem urocze. Nic ekskluzywnego, ale też nie wygląda jak zabawka dla dzieci. Sztyft wysuwa się bez problemu, nie ma ryzyka, że od razu się złamie, co już jest na plus, bo wiadomo, jak to czasem bywa z tanimi kosmetykami. Kolor? No i tu jest ciekawie, bo to taki klasyczny, szampańsko-złoty odcień, który powinien pasować większości karnacji. Nie jest ani zbyt zimny, ani zbyt ciepły, więc nie zrobi Ci efektu „sinicy” ani „pomarańczowej lampy”. Wykończenie jest raczej błyszczące, ale nie takie perłowe na poziomie lat 2000, tylko bardziej mokra tafla – przynajmniej na początku. Teraz najważniejsze – aplikacja. No i tu mam mieszane uczucia. Sztyft jest dość kremowy, więc teoretycznie powinien ładnie się wtapiać w skórę, ale jak masz pod spodem podkład, to lepiej uważać, bo może go trochę przesuwać. Najlepiej nakładać go palcem, żeby mieć większą kontrolę i nie narobić plam. Ale jak już się go rozblenduje, to efekt jest naprawdę ładny – subtelny glow bez tandetnych drobinek. Trwałość? No i tu dochodzimy do klasycznego problemu tanich rozświetlaczy w kremie – on nie zastyga do końca, więc jeśli masz tłustą skórę albo często dotykasz twarzy, to może się trochę ścierać w ciągu dnia. Na suchej skórze trzyma się lepiej, ale jak ktoś lubi mieć glow od rana do wieczora, to raczej trzeba go przypudrować albo reaplikować w ciągu dnia. Czy warto? Jeśli szukasz czegoś budżetowego, co daje ładny efekt na co dzień i nie masz problemów z trwałością takich produktów, to jak najbardziej można spróbować. Nie jest to rozświetlacz życia, ale za tę cenę – całkiem niezła opcja.