Pamiętam kiedy ten produkt wyszedł i poszłam do drogerii go zmacać to wydał mi się wtedy bardzo różowy i pudrowy, jednak dużo osób go zachwalało i mówiło, jaki to on jest świetny, więc skusiłam się w końcu na niego w nadziei, że i u mnie okaże się tak samo świetny.
Nie będę tu może za bardzo oceniać szaty graficznej, bo będę szczera - nie lubię opakowań Benefita, dla mnie są infantylne i mnie się to nie podoba, wolę czarną klasykę, coś prostego, a nie odpustowe kartoniki. Ale rozumiem, taka filozofia marki i tyle, więc jak się nie podoba to po prostu można nie kupować od nich. Jednak przyznaję, że jeszcze te kartoniki na bronzery czy róże czy właśnie ten rozświetlacz najgorsze nie są, powiedziałabym, że są najlepiej i najprościej pomyślane z ich wszystkich opakowań.
W Dandelion Twinkle mamy pudrowo-różowo-brzoskwiniowy kartonik z lusterkiem w środku i dołączony pędzelek, który jest o kant tyłka potłuc, to znaczy można go do czegoś użyć, ale na pewno nie do tego rozświetlacza. Dla mnie zarówno lusterko, jak i ten pędzel są bezużyteczne.
Sam produkt faktycznie ma bladoróżowy odcień i myślałam, że nie będzie to się jakoś super prezentowało na mnie, gdyż moja skóra lepiej wygląda w neutralnych rozświetlaczach (np Wibo Diamond), które nie mają zdecydowanie złotego ani zdecydowanie różowego podtonu.
Konsystencja Dandeliona jest bardzo drobno zmielona i pudrowa, ale jakby na pograniczu kremowości. Ciężko to opisać, bo wciąż jest to produkt pudrowy. Nałożony na policzki tworzy bardzo delikatną taflę, taki trochę efekt 'glass skin' jak lubię, ale jednak nie do końca, bo ja lubię, jak ta skóra jest trochę bardziej 'glass' a tego produktu nie można nałożyć za dużo ze względu na to że on jest dość luźno zmielony i pudrowy i po prostu nałożony w większej ilości podkreśli zmarszczki (jeśli takowe macie, ja akurat mam zmarszczki biegnące od oczu aż do policzków). Odnoszę wrażenie, że kwestia polubienia tego produktu lub nie zależy od tego głównie, jakie macie oczekiwania wobec rozswietlacza. Jeśli ktoś spodziewa się tafli widocznej z kosmosu np takiej jak daje Amrezy Anastasii albo mocno błysczące rozświetlacze, to tutaj tego nie znajdzie. Jeśli ktoś natomiast lubi dość subtelny glow, taki właśnie na pograniczu 'glow skin' bez przerysowania, bedzie z tego produktu zadowolony.
Co do koloru, do którego na początku miałam wątpliwości - nałożony w niewielkiej ilości na moje szczyty kości policzkowych nie wygląda jak bladoróżowa plama (mam cerę na poziomie Loreal True Match N1 lub Revlon Colorstay 150, Nars Sheer Glow Gobi, Givenchy Photo Perfexion 3), a jak właśnie taki naturalny glow z wewnątrz.
Jeśli chodzi o trwałość na buzi to jest ok, chociaż mam wrażenie, że po kilkunastu godzinach blask jest słabszy i jeśli nałozyłam przez przypadek za dużo to rozświetlacz przez to że jest pudrowy (a nie ma tej szklistej bazy jak np Wibo Diamond) osadza się w zmarszczkach.
Niestety nie dam mu 5 gwiazdek, poniewaz nie uważam, żeby był to jakiś super produkt, jest w porządku, ale żadny to must have. Do tego minusem i to dużym jest to, że przy nabieraniu produkt bardzo się pyli i jest jego duża utrata (mam sporo rozświetlaczy i ostatnio się za niego zabrałam tak, że uzywałam 3 tygodnie pod rząd, żeby wyrobić sobie ostateczną ocenę i po tych 3 tygodniach widzę widoczne wgłębienie, kiedy przy innych rozświetlaczach czasem przy kilkumiesięcznym użyciu nie widać żadnego zużycia). Jest ok, ale hit dla mnie to to nie jest, chociaż doceniam go, kiedy mam ochotę na delikatniejszy blask na szczytach kosci policzkowych.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie