Uwielbiam ten zapach... Jest zdecydowanie w mojej top-piątce!
To nie jest ozłocony światłem las... To ogromny bukiet białych lilii! Nie wiem, co więcej powiedzieć poza tym, że aromat liliowy jest tak bardzo ewidentny i wprost. Nie ma w tym żadnej sztuczności, syntetyczności, są po prostu żywe, pulsujące, świeże bukiety kwiatów białych lilii. Niepojęte jest to, że w składzie nie ma ani jednej łodyżki, ani jednego listeczka, płateczka tego kwiatu, a cała kompozycja sprowadza się do niej. Tylko do niej. Ta biel jest bardzo zimna! Ale subtelna. Eteryczna. Trochę mroczna, ale jednocześnie spokojna, kojąca, bezpieczna. W nutach głowy występuje cytryna, neroli, kwiat pomarańczy. Nie czuję absolutnie nic z tych rzeczy. Nie ma tu ani plasterka cytryny (może parę kropel), o kwiecie pomarańczy można zapomnieć, z neroli - lekko dyskutować, ale to skojarzenie jest mocno odległe. Jeśli chodzi o serce, w którym znajduje się piżmo i heliotrop, to jest to sprawa również mocno dyskusyjna. Jeśli piżmo – to tylko białe, jeśli heliotrop to mrugający w oddali. Baza, na którą składa się cedr i wetyweria jest obecna i stanowi wyraziste zielone tło (tak, jak pisałam wyżej: aromat wprost to po prostu białe lilie). Nie wiem, co z czym się połączyło w taki sposób, że wyrosły te kwiaty, ale one tam są i przybierają definitywny i dominujący kształt. Być może połączenie neroli/kwiatu lotosu pomarańczy, białego piżma, nutki heliotropu i całej bazy poskutkowało liliowym ogrodem? Nie wiem... Ale wiem jedno: te perfumy są zdecydowanie bardziej liliowe, aniżeli którekolwiek posiadające je w składzie.
Moje odczucia co do tych perfum można określić jako olfaktoryczną miłość. Piękną, dopasowaną, wierną, lojalną, dojrzałą, prawdziwą, upragnioną, wyczekaną, egzaltowaną, spełnioną i szczęśliwą. I nagłą. Jest też coś, co bardzo zawodzi, a wręcz łamie serce... Ale o tym zaraz.
Ponieważ białe lilie to jedne z moich absolutnie ulubionych kwiatów, zawzięcie szukałam jakiegoś białoliliowca. Wąchałam, testowałam, sprawdzałam, ale żadne z nich nie były wystarczająco przypominające lilie. Dsquared² She Wood w wersji "Golden Light Wood" to kwintesencja tego, czego szukałam! Nawet nie myślałam, że tak pachnące perfumy istnieją. Otrzymałam je w cudownym prezencie od mojego kochanego Taty. ♥️ W drogeriach ich nie zastałam - wręcz pytałam Pani, czy mogłaby mi polecić coś zbliżonego do Dsquared. Nie mogła, bo nawet nie znała tej marki... ( trochę głupio nie kojarzyć Dsquared i pracować w Douglasie... :/// )
Mogłabym napisać o tym Kwadracie długą epopeję składającą się z mniej lub bardziej trafnych zdań, bo jest całkowicie warta opasłej książki i samych tylko pochwał, zachwytów, ale myślę, że długość recenzji jest optymalna. Jedne z Najważniejszych i najmocniej uwielbianych przeze mnie perfum.
A co z tą ich wadą, o której wspomniałam?
Nędzna trwałość. (a może to ja przestaję je czuć po 30min.?) Mimo to - WIELBIĘ! <3