Franck Olivier Sunrise EDT 

Tak, tak, jestem zaskoczona. Nie myślałam, że zapach ten będzie na tym poziomie. Jak na swoją cenę, jest wart kupna. To przyzwoite perfumy, słodkie, średniopółkowe. Z początku wręcz bardzo słodkie, wręcz eksplozją słodyczy (czuć jabłko i inne owoce), potem-dość szybko, po 10-15 min.- słodycz się zmniejsza, i w nucie głowy nie ma już jej zalewu, zostaje kwiatowa słodkość. Głównie kwiat lipy, co mnie cieszy, gdyż po odkrytej Grosellinie Guerlaina lubię fajną lipę ;) Hihi :D Nuta serca i bazy trzyma się dość blisko skóry, nuta głowy ma, że tak powiem, pontencję, że ho-ho:) Ująć ciut tej słodyczy i byłoby lepiej, bardziej dojrzale, ale jest OK. Nie jest infantylnie! Dlaczego Sunrise - nie wiem, dla mnie ten zapach bardziej mówi o lecie, przyrodzie w rozkwicie, owoce dojrzewają, można je zerwać i jeść, jest słodko, ciepło i miło :) Zapach ogólnie pozostawił na mnie miłe wrażenie, a i flakon ma niebrzydki. Mam w sumie jedno mocniejsze zastrzeżenie: nuta głowy i serca mogłyby trwać dłużej. Zapach: 3, 5 pkt Flakon: 3,5 pkt Trwałość: 3, 20 pkt Używam tego produktu od: dziś Ilość zużytych opakowań: część próbki

Trochę trwało zanim zdecydowałam się na zakup Sunrise. Podchodziłam do nich jak pies do jeża, ale w końcu uległam wizji "zapachu symbolizującego budzący się dzień", bo miał być subtelny i delikatny. Czy taki jest? Hmmm... Według mnie jest to zapach, który mogę nosić raczej po zachodzie słońca, a nie po wschodzie, dlatego powinien nazywać się "Sunset". Sunrise należy bowiem do zapachów słodkich o dość dużej sile rażenia i w ciepłe letnie dni był dla mnie "nie do noszenia". Moim zdaniem może zmęczyć otoczenie i do pracy się nie nadaje. Rozczarowało mnie też, że Sunrise od początku do końca pachnie na mojej skórze tak samo. Nie jest to zapach wielowarstwowy, który rozwija się pomału, leniwie z lekką wstydliwością odsłaniający to, co jeszcze się skrywa pod powierzchnią. On raczej wybucha eksplozją słodyczy, krzycząc: "tadaaaam, oto jestem!" Nie przepadam za taką dosłownością, więc Sunrise gości na mojej skórze sporadycznie. Co do samego zapachu, to dominują w nim owoce dość intensywnie podszyte piżmem, a poza tym w tle też wyraziście "bób tonka gdzieś się błąka" ;-). Lubianej przeze mnie frezji, nie wyczuwam wcale, a i z kwiatu lipy wyszła lipa ;-). Nie wiem, czy mój nos tak słabo różnicuje poszczególne nuty, ale nie potrafiłabym powiedzieć, z czego ten koktajl powstał - jest jednolicie słodko i tyle. W tym tłumie goryczka grapefruitowa nie ma szansy przebicia i zamajaczenia nawet lekkim przebłyskiem. A szkoda. Pod względem trwałości jest to prawdziwy mocarz - przetrwał kąpiel i łaskotał mnie w nos po przebudzeniu. Flakonik - cudny. Muszelki na korku i u podstawy dodają uroku i są znakiem firmowym FO. Choć ten akurat zapach nie ma żadnych morskich akcentów. Szkło jest bardzo ciężkie i nie nadaje się do torebki, ale nie widzę też potrzeby "dopsikiwania się". Pewnie trochę czasu zajmie mi zużycie mojej 50. Ponownego zakupu nie planuje, ale eksperymentu z innymi zapachami Francka O. nie wykluczam. Używam tego produktu od: jakiegoś czasu Ilość zużytych opakowań: zaczęte 50 ml