Byłam wczoraj w swoim rodzinnym domu i tak grzebiąc wśród szpargałów i w szafce z kosmetykami odkryłam JE - Pearl Garden. 2/3 butelki wody toaletowej i pół butelki dezodorantu w szkle. Z drżącym sercem odkorkowałam jedno i drugie, obawiając się, że na pewno się zepsuły, ale nie!
Moje egzemplarze mają 10 lat i tego jestem pewna. Do dziś nie wiem, jakim cudem zaginęły w moich rzeczach, tym bardziej, że miałam je ponownie w 2012 roku i wtedy zużyłam dwa flakony! A jako ciekawostkę powiem Wam, drogie Wizażanki, że jakimś cudem wersja z 2012 roku okazała się mniej trwała w koncetracji EDT, aniżeli starsza wersja w dezodorancie w szkle. Jak to się stało - nie wiem, ale bałam się kupować ponownie i testować.
Pearl Garden to piękny zapach i absolutnie nie mogę mu tego odmówić.
Bladoróżowa buteleczka z kulkami na dnie tylko podkreśla ich delikatny i dziewczęcy charakter. Pamiętam, że opakowanie tej wody służyło mi ponownie, chyba jako stojak na pędzle ;)
Otwarcie tej kompozycji jest owocowo-kwiatowe - zdecydowanie dominuje słodkie, dojrzałe jabłuszko, brzoskwiniowy sok, gruszkowy miąsz i soczysta marakuja - deserowe skojarzenia jak najbardziej są adekwatne. Passiflora jest nieco egzotyczna i słodka. Jaśminu tutaj jest niewiele, dosłownie jego echo pojawia się w tych perfumach i znika. Lilia wodna jest i to w sporej ilości, róży nie wyczuwam. Baza jest delikatna, ale ciepła i przyjemna - owocowy charakter tych perfum jest zachowany przez cały czas, a ten jest niestety krótki, choć w dawnej wersji zdecydowanie osiągały lepszy wynik trwałościowo-projektujący - wersja z 2008 trzyma się u mnie jakieś 3-4 h, zaś pamiętam, że po tej z 2012 już po godzinie nie było śladu.
Na kim je widzę i dlaczego w tytule recenzji napisałam, że nie są dla mnie?
Pearl Garden to coś niezwykle delikatnego i niewinnego, pełnego dziewczęcej romantyczności, pierwszych miłosnych uniesień, delikatności, policzków rumieńcem pałających, niewinności i beztroski. Śmiechu tak szczerego, że aż zaraźliwego. Radości z każdej, nawet najmniejszej rzeczy. Czasu dojrzewania i kształtowania swojej osobowości.
Moim zdaniem ten owocowy soczek skropiony kwiatuszkami pasuje idealnie do dziewcząt w przedziale wiekowym 12-18, w porywach do ukończenia szkoły średniej. Ja nastolatką już nie jestem i jest to fakt ;) Nie noszę zwiewnych, elfickich sukienek, nie mam niewinnego uśmiechu, blond włosów i bladej cery. Swoje przeżyłam, wiele straciłam, wylałam morze łez i teraz kroczę przed siebie zastanawiając się, co jeszcze los dla mnie szykuje. To się nazywa dorosłość, prawda? No więc...
Do mnie, biuściastej brunetki o egzotycznej urodzie, czarnych włosach i w czerwonej szmince zwyczajnie nie pasuje, no jak kwiatek do kożucha, po prostu ;). Jestem kobietą, stuprocentową i pewną siebie i Pearl Garden po prostu na mnie ginie, ja przytłaczam te perfumy. One nie podkreślają mojej osobowości i kobiecości, tylko raczej mnie ośmieszają, dając efekt Dzidzi Piernik - i nie, nie jestem stara z metryki - tylko za stara na te perfumy ;)
Dla dorosłej kobiety, która lubi pachnieć delikatnie, kwiatowo-owocowo, poleciłabym np. Ange ou Demon Le Secret - tutaj słodycz nie jest infantylna, tylko dojrzała i stonowana.
Nie kupię i już nie użyję, moje napoczęte flakoniki pójdą do córki mojej kuzynki, na pewno się to urocze, złotowłose dziewczątko ucieszy, a ciocia powspomina z rozrzewieniem, że też kiedyś była taka i że to najcudowniejszy okres w naszym życiu, który warto podkreślić i oprawić Pearl Garden :)