Posiadam włosy paskudne w utrzymaniu, bo farbowane na intensywną czerwień, która - jak znawczynie tematu zapewne wiedzą - wypłukuje się najszybciej ze wszystkich pigmentów. A nie ma gorszego widoku, jak spłowiała, rudziejąca grzywa z odrostami... lekko przesuszona od regularnego, acz zbyt rzadkiego farbowania (raz na 2,5 miesiąca).
Częste katowanie włosa farbą z rozjaśniaczem to samobój, szukałam więc czegoś, co pomoże mi utrzymać włosy w jakim takim stanie estetycznym i nie zniszczy ich całkiem.
Od 1,5 miesiąca stosuję z powodzeniem olej kokosowy + ww maska barwiąca - i to działa.
Może nie mistrzostwo świata, ale zdecydowanie lepszy efekt, niż sama odżywka do włosów farbowanych, bo koloryzuje i to wyraźnie.
Trudno mi się wypowiedzieć nt. walorów pielęgnacyjnych, bo, jak wspomniałam, stosuję łącznie z olejem i to ma wielki wpływ na końcowy efekt zmiękczenia i wygładzenia, jednak o barwieniu mam do przekazana same plusy:
- włosy farbuję/rozjaśniam do poziomu 7, a naturalnie mam 3... ta maska w niesamowity sposób wyrównuje barwę, nie widać wielkiej różnicy pomiędzy częścią rozjaśnianą a odrostem; oczywiście nie jest to zniwelowane do 0, ale wizualnie efekt jest bardzo naturalny
- kolor trzyma się włosa, ale nie skóry, choć uprzedzę, że samo mydło z wodą nie wystarczy i trzeba po nałożeniu potraktować dłonie szczoteczką, żeby się pozbyć pigmentu... na zafarbowane fragmenty skóry głowy (czoło, ucho... ;) ) wystarczy wacik z mleczkiem lub kremem, najlepiej następnego dnia, wtedy chodzi bez problemu
- to nie szamponetka ani farba, więc trzyma 1, 2 mycia, ale jako, że jest to odżywka, to włos nie cierpi i można spokojnie stosować za każdym razem
- bardzo wydajna - mam włosy lekko za ramiona i gęste, wystarczają dwie \'pompki\' swobodnie na długość i dwie do nałożenia na odrost (tam zawsze aplikuję precyzyjniej, palcami, ale przy lustrze, żeby dobrze pokryć ciemne pasma)
Trzymam ok pół godziny i spłukuję, po czym nakładam ww olej z uwagi na mocne zniszczenie włosa.
Efekt: lśniące, miękkie, nieobciążone loki w kolorze czerwonym. Wiadomo, że nie jest to ten fryzjerski rubin bijący po oczach, ale spokojnie da się znieść, w końcu to tylko pielęgnacja do następnego farbowania.
Używam wersji Passion Red; maseczka ma bardzo ciemny kolor w kierunku mahoniu, co mnie z początku przestraszyło, bo ja nie znoszę rudości...ale bez obaw, włos nie rudzieje, to jest czerwień :)
Zapach raczej chemiczny, ale mało intensywny. Dobra, gęsta konsystencja, nie spływa z włosa.
Nie daję maksymalnych gwiazdek, bo raz, że o walorach pielęgnacyjnych mało wiem, a dwa - potrafi nieładnie zabarwić paznokcie i skórki wokół, jeśli się w porę nie zmyje.
Używam tego produktu od: 1,5 miesiąca
Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszego