Nie taki diabeł straszny....
Zacznijmy od tego, że lubię zapachy retro. Uwielbiam samsarę, kenzo jungle, dolce vita, dune, klasyczny poison, uwielbiam wszystkie wersje allure. Uznaję i darzę szacunkiem, ale nie noszę coco, jil sander 4, joop femme. O 24F czytałam i ucieszyło mnie porównanie do margaretha ley, zmartwiło podobieństwo do zółtego giorgio bevery hills. Pod wpływem chwili kliknęłam, targana emocjami (czy odebrać)...odebrałam. Butelka wspaniała. Zapach mocny, z którym trzeba postępować z rozwagą (lepiej mniej niż za dużo- tak, jak z poison). Jest miodowy, kwiatowy, rześki/ świdrujący w nosie. Obecnie robię test nadgarstkowy, psiknęłam również na bloter, w tygodniu zrobię test globalny.
Jest to zapach, który faktycznie potrzebuje oprawy. Jestem święcie przekonana, że używała go moja ciotka (piękna, gustowna kobieta), myślę, że było to w czasach, gdy była w moim obecnym wieku.
Pierwsze wrażenie....chyba używałabym jesienią i wydaje mi się, że powinien być aplikowany z dala od nosa (może kark?). Nie jest to zapach brzydki, nie jest to również zapach dla każdego. Są to perfumy złożone, bogate, trwałe i bardzo intensywne.
Gdybym miała je porównać to chyba do coco, JS 4, klasycznego poison i jednak bardziej w stronę giorgio niż margaretha ley.
Jeżeli lubisz te zapachy, polubisz tego Hermesa.
Ja testuję dalej...jak coś się zmieni to dopiszę.
Na pewno ogoniaste, na pewno trwałe, na pewno mało popularne.
Na ten moment myślę, że zużyję z ciekawością, nie kupię ponownie (kto wie do kiedy starczy mi 100 ml).
Edit: zaaplikowane dozownikiem z kulką w październiku są boskie. O d siedmiu dni się z nimi nie rozstaje. Tak myślałam, aura i aplikacja ma ogromny wpływ na ich odbiór.
Nadal są trudne, wymagające, ale już wiem o co chodzi w ich fenomenie.
Zalety:
- butelka, intensywność, trwałość,