Donna Karan DKNY Be Delicious Eau So Intense EDP 

Dostałam te perfumy w prezencie. Ładne opakowanie spodobał mi się. Zapach raczej orzeźwiający. Używałam ich długo. Są przyjemne, ale do moich ulubionych dużo im brakuje. Na dłuższą metę zapach wydał mi się duszący. Niestety mogę potwierdzić, że nie należą do perfum trwałych. Zapach szybko znika. Używam tego produktu od: 6 miesięcy Ilość zużytych opakowań: 1 po 30 ml

Lata świetlne dzielą mnie od beztroskiej młodości, wolności i całkowitego braku zmartwień :) Studenckie czasy za mną, jabłkowa miłość minęła wraz z nimi... ale nie bezpowrotnie. Zimową porą, jakieś 6-7 miesięcy temu zapragnęłam wrócić do wspomnień sprzed 10 lat - kupiłam maleńkie jabłuszko :) Bałam się go... popularności, oklepania, znudzenia. Stało sie jednak inaczej - znowu sie zakochałam :) Świeżość jabłek, ozonowa nuta letniego deszczu, soczysty melon... zabrakło mi tylko trwałości i mocy, które kiedyś, używając BD, mnie wprost obezwładniały. Wystarczyło otworzyć moją szafę, by jabłkowa chmura wypełniła pokój. Teraz jakoś tak... ulotnie ?? Mimo to, zapragnęłam więcej. I tak nabyłam wersję So intense :) Jest tu tego więcej !!! Więcej jabłka w jabłku, więcej melona w melonie, więcej deszczu, więcej ogórka i świeżości świeżości. Jest też ciut więcej mocy i trwałości !!! Właściwie mogę sie nawet pokusić o stwierdzenie, że So intense to klasyczne BD sprzed 10 lat, to pierwsze, premierowe (które później bezczelnie rozcieńczyli :P ). Tak pachniała moja pierwsza jabłkowa miłość... gdzieś na wietrznej plaży nad Morzem Północnym, wrześniowe sztormy, suche trawy na wydmach, słone powietrze, zimny deszcz i mokre JABŁKO :) Wróciłam tam... i nie zamierzam już tego miejsca opuszczać :) Używam tego produktu od: kilka tygodni Ilość zużytych opakowań: w tej wersji - pierwsze jabłuszko :)

Jestem ogromną fanką klasycznego jabłuszka od Donny Karan - Be Delicious. Ten zapach zasadniczo niczym się nie różni od swojego poprzednika - poza tym, że jest trochę bardziej trwały. Wciąż jest to jednak zapach niezwykle lekki i szykowny, a owoce mogą nam zaszumieć w głowie i przypomnieć o wakacjach :) Skoro więc zapach szalenie mi się podoba i na dodatek teraz ma jeszcze większą trwałość - nic, tylko się cieszyć! :) Używam tego produktu od: wielokrotne testy Ilość zużytych opakowań: testy

Kupiłam sobie te perfumy pewnego razu w sephorze w zestawie z takim różowym jabłkiem tylko dlatego, że miałam kartę podarunkową, której ważność dobiegała końca. Za cały zestaw zapłaciłam wtedy 150 zł i cena wydawała mi się dosyć korzystna za dwa 30 ml flakoniki tych perfum gdyż jeden kosztuje w standardowej cenie ok 170 zł. Ja wzięłam sobie zieloną a moja siostra różową wersję zapachu. Miałam nadzieję, że będzie on na mnie tak pachniał jak pachnie na mojej przyjaciółce bo zawsze podobała mi się ta ciągnąca za nią woń zielonego jabłka. Oczywiście nie mogłam liczyć na identyczny efekt bo perfumy na każdym pachną inaczej. Spryskałam się nimi zadowolona, że wreszcie je mam i trochę się rozczarowałam i zawiodłam. Perfumy mimo tego, że na mnie były dosyć intensywne nie utrzymywały się długo i po krótkim czasie praktycznie nie było ich czuć. Poza tym dla mnie były zbyt intensywne lub nieumiejętnie ich używałam. Dla mnie są one lekko świeżymi perfumami z tych lżejszych jednak po krótkim czasie zaczynała mnie boleć od nich głowa. Szkoda bo gdy wącham je na kimś nadal bardzo mi się podobają. Gdybym miała wybierać drugi raz zdecydowałabym się na wersję różową bo jej zapach jet dużo mniej \'chemiczny\' co w tych zielonych jest trochę wyczuwalne. Jednak nie poddam się i zobaczę jeszcze jak będą się zachowywać w cieplejsze letnie dni. Może jeszcze miło mnie zaskoczą :) Używam tego produktu od: grudnia 2013 Ilość zużytych opakowań: 1 małe

Be Delicious to zapach, który kojarzy mi się z wiosną. Jesienią wolę perfumy nieco cięższe, słodsze, otulające i trochę "rozgrzewające". Mimo to kupiłam je, bo czasem mam ochotę po prostu ładnie pachnieć. Nie skomplikowanie, nie oryginalnie, ale po prostu świeżo i ładnie. Zapach tej wersji - jak wskazuje nazwa - ma być nieco intensywniejszy, niż tradycyjnej EDP z 2004 roku. I rzeczywiście, na mojej skórze czuć w nim nieco więcej jabłka, a mniej słynnego ogórka ;-) Jest też bardziej wyczuwalny przez otoczenie (zebrałam za niego kilka komplementów :-)). Niestety, osoby które liczą że perfumy będą też bardziej trwałe, mogą poczuć się trochę zawiedzione. Na mojej skórze wytrzymują kilka godzin - nie jest zatem źle, ale wydaje mi się, że "zwykłe" Be Delicious były wyczuwalne tylko nieznacznie krócej. Warto jednak dodać, że trwałość zapachów to często kwestia indywidualna. Używam tego produktu od: około miesiąca Ilość zużytych opakowań: 2 próbki, obecnie w trakcie 50-tki

Zapach teoretycznie (marketingowo) jest NOWY. Nowojorskie jabłuszka Donny Karan znane są wszystkim i tym razem żadnego zaskoczenia ani nowości również nie będzie. O zielonym jabłuszku napisano już wszystko, więc moja recenzja niczego nowego nie wniesie. Zapach jest (w swojej kategorii) przyzwoity, a że Donnie Karan chciało się wypuszczać odświeżoną wersję w zielonym metalicznym kapelusiku, no to cóż. Niech będzie. Do nowojorskich jabłuszek Donny żywię (teoretycznie) ciepłe uczucia. Często korzystałam z miniaturek tych zapachów. Nie kupowałam ich, tylko dostawałam przy okazji zakupów w dużych perfumeriach. Zapach znam więc doskonale, na wskroś, zarówno na mojej skórze, jak i na ubraniach. Nowe jabłko ma prawie taki sam zapach. Można oczywiście doszukiwać się niuansów, ale powiedzmy to sobie szczerze - to po prostu kolejna wariacja na temat odwiecznego duetu - zielone jabłko w objęciach wielkiego ogórasa... Zapach jest świeży z nutami owoców oraz intensywnego świeżego ogórka. Lekki ale jednocześnie intensywny i wyrazisty. Wesoły i wibrujący. Kompozycja jest uosobieniem wdzięku, radości, chłodnej bryzy oceanu i świeżych owoców typu melon oraz rzeczone jabłko, koniecznie zielone, jak te importowane z Nowej Zelandii. Oraz ten kontrowersyjny, zdecydowanie wyczuwalny, zdecydowanie czytelny ogórek, który mnie akurat niepokoi, bo głupio pachnieć... warzywem. Żadnej koszmarnej truskawy czy chemicznych malin tu nie uświadczymy, żadnych ryzykownych kwiatów szczęśliwie też nie. Dzięki Bogu nie ma nut cukierniczych typu wanilie i budynie. Ja osobiście jabłka prawie nie czuję. Całość jest turkusowo-zielona, na tle błękitnego oceanu. Wielki zielony ogórek spędza urlop nad błękitnym oceanem... Wielki komplement dla tego zapachu za jego bezpretensjonalność i brak aspiracji do femme fatale czy innego mrocznego demona seksu. Ten zapach to świeżość i radość. Tyle, że potrafi umęczyć niemożebnie... Wiadomo, jabłuszkiem (tym i każdym innym) pachną całe tłumy kobiet. Zapach jest rozpoznawalny i w dodatku na każdej kobiecie pachnie niemal identycznie. To może być zniechęcające i nawet nieco krępujące, taka zapachowa oczywistość dla wszystkich wokół. Mam tę zieloną kulę... Nie twierdzę że będę na stałe używać tego zapachu. Jednak w określonych sytuacjach jest on fajny, rześki, energetyczny. Nie szukam w perfumach oryginalności, nut nietypowych czy ekstrawaganckich. W zapachach szukam dobrej energii, swojego własnego uśmiechu. Tutaj znalazłam swój uśmiech, choć przypuszczam, że po następny uśmiech udam się w kierunku innej półki. Raczej nie powtarzam perfumowych nabytków. Używam tego produktu od: kilka tygodni Ilość zużytych opakowań: 100 ml w trakcie