Uczucia mam mocno mieszane.
Kupiłam puder dokładnie pierwszego czerwca tego roku i od tamtej pory używam w miarę codziennie. Można powiedzieć zatem, że jest wydajny - ale nie na tyle, aby się znudził (jak miałam z pudrem z Inglota, który miałam po prostu ochotę wyrzucić z samego faktu zachcianki czegoś nowego :D).
Cena do wysokich nie należy, co składając w jedno z wydajnością - naprawdę fajnie. Przejdźmy jednak do konkretów:
OPAKOWANIE (4)
Przyjemne, po prostu ładne. Mogłoby być ozdobą toaletki. Moje nie przeżyło upadku na kafelki, ale tylko dekielek, także stoi przykryty tylko puszkiem i w sumie nie nasiąka wilgocią jakoś specjalnie i nie zauważyłam zmiany właściwości. Nie wymagajmy jednak od plastiku, aby zachowywał się jak metal :) Średnim rozwiązaniem jest tu kształt kwadratu (powiedzmy) bo ciężko wygrzebać produkt z kątów. Sitko całkiem przyjemne - nie wysypuje ani za dużo, ani za mało, ale jednak trzeba pudełkiem potrząsnąć. Na chwilę obecną i tak je wyciągam, bo nie mam jak produktu "wytrzepać" z opakowania i maczam w nim pędzel. Puszek jest słodki, ale szybko mi się rozleciał. Ja i tak używam w większości pędzla albo innego puszku, ten traktuję jako miły dodatek, bo jest mięciutki i wygląda jak z toaletki naszej babci :) Fajny.
BADANIE ORGANOLEPTYCZNE :D (4)
Nie wiedziałam, jak w sumie nazwać tą część :D Chodzi mi o typowo fizyczny wygląd pudru.
Jest drobno zmielony, to na plus. Praktycznie nie zbryla się w opakowaniu, mimo tego, że nie mam pokrywki od niego. Póki była w ogóle był pysznie sypki i aksamitny w dotyku. Niektóre pudry mają tendencję do zbijania się w niewelkie (ale łatwe do rozdzielenia) grudeczki, coś jak cukier - puder, a ten nie.
Kolor mam najjaśniejszy z możliwych, wygląda w sumie jak mika wpadająca lekko w róż. Zawiera drobinki, które widoczne są nawet w opakowaniu, choć nieznacznie i też są bardzo drobne. Niemniej, mają w sobie coś brokatowego, są naprawdę duuuuuuużo większe od samej cząsteczki pudru i tak po prawdzie - lubią opaść na dno opakowania więc nikt mi nie wmówi, że są takie małe i niewidoczne... Ale o tym dalej. Puder jest przyjemnie miękki w dotyku i ładnie rozciera się pod palcami.
UŻYTKOWANIE i DZIAŁANIE (2)
Tak w sumie użytkowanie powinno być na większą ocenę, bo samo używanie pudru przez jego miękkość jest bardzo przyjemne. Ale ja nie o tym użytkowaniu myślę :)
Po pierwsze: bardzo łatwo z nim przesadzić. Serio, uderzam podstawą pędzla jak pędzlem kabuki, otrzepuję nadmiar a mimo to wygląda, jakbym nałożyła go za dużo (i nie jest to wina pędzla, jest sprawdzony od lat i tylko tutaj mam ten problem!), choć tak naprawdę niewiele na buzi jest. Lubi wyglądać jak mąka a momenty, kiedy tak nie wyglądał uważam za czysty przypadek i łut szczęścia. Dziwnie oblepia włoski czyniąc je widocznymi (serio?) choć nie podkreśla suchych skórek. Dość mocno widać go na skórze, daje efekt lekkiego rozbielenia (na początku) a potem... Dzieje się tragedia. Wchodzi w reakcję z każdym podkładem, z jakim go używałam i zmienia go w pomarańczowy (nawet podkład typowo świnkowy, bo też ostatnio taki zakupiłam, kolejny nietrafiony...). Teoretycznie lekko żółte tony są pożądane przy skórze różówej jak moja, ale bez przesady - tutaj mam pomarańcz. Tak samo powoduje ciemnienie podkładu - jakoś bez utrwalenia go tym pudrem 3/4 moich podkładów mi nie ciemniało.... Z nim - a i owszem. Lubi się zebrać w drobnych zmarszczkach pod koniec dnia, a właściwie mogę powiedzieć, że nie ściera się równomiernie i ten podkład pomieszany z nim jakoś tak migruje i tworzą się pulpy. No ciastko na twarzy mimo naprawdę znikomej ilości pudru. A jak już przesadzimy (o co nietrudno czasami mi się darzy) to już w ogóle dzieje się źle.
Mocno ściąga skórę - ja mam bardzo suchą i praktycznie zawsze czuję ściągnięcie po kilkunastu minutach od nałożenia go. Wniosek? Powinien dobrze matowić, ale tak nie jest. Nie odmówię mu jednak, że matuje na dość długo - przy mojej suchej skórze (która przecież sebum wydziela i zdarza się, że leciutko się świeci) mat mam na jakieś pięć godzin, czasami krócej, czasami dłużej - nie wiem od czego to zależy. Wiele osób byłoby chyba zadowolonych, ale przecież moja cera jest ekstremalnie sucha, stąd myślę, że na skórę tłustą to zdecydowanie za mało. No i tak jak mówiłam wcześniej - w połączeniu z podkładem i sebum tworzy na buzi dziwną maź podkreślającą zmarszczki, których jako 27 latka naprawdę nie mam wiele - po prostu drobne zarysy mimicznych na czole, ale z tym pudrem wydają mi się straszne po kilku godzinach. O dziwo tuż po nałożeniu wygładza buzię i ma się wrażenie, że jest idealnie gładka - w taki sposób rozprasza światło.
Tutaj dochodzimy do drobinek - no po prostu NIKT mi nie wmówi, że ich nie widać. Z daleka - może i tak, ja je widzę z bliska i wyglądam, jakbym się na rzadko obsypała jakimś dziwnym brokatem. Mocno też widać je w słońcu, latem dla mnie to był efekt cullena właśnie :) Mogę to też określić jako osypany brokatowy cień na twarzy. No nie podoba mi się.
Za to ściągnięcie twarzy, brokat i łatwość przesadzenia z nim go nie lubię. No i to że zbija się w pulpę na twarzy. I że wygląda po prostu nienaturalnie. Za tę cenę można znaleźć naprawdę dużo lepsze pudry choćby prasowane, czy też dokładając z pięć złotych można mieć Inglota, który zachowuje się dużo lepiej - choć też idealny nie jest i w sumie też miałam go dość.... :) Nie zmienia to faktu, że zużyję ten puder do końca i rozglądam się za następnym. Nie jest wybitnie nieprzyjemny, właściwie to miły dla oka i nosa ale po prostu go nie lubię za to działanie...
Używam tego produktu od: pół roku
Ilość zużytych opakowań: jedno prawie całe