Kupiłam ten tusz namówiona przez zaprzyjaźnioną panią w MAC, która dała mi na próbę szczoteczkę tuszu do wypróbowania w domu. Po zobaczeniu firan, jakie uzyskałam tą szczoteczką, szybciutko wróciłam po całe opakowanie. I potem nastąpiło rozczarowanie. Po pierwsze nigdy nie należałam do osób, którym łatwo przychodziło malowanie rzęs bez jednoczesnego rozprowadzenia tuszu na całym konturze oka. Przez wiele lat mój makijaż składał się jedynie z korektora pod oko, odrobiny pudru, różu i tuszu na rzęsach, więc mogłam sobie machać tym tuszem do woli, a potem zetrzeć plamy patyczkiem kosmetycznym i tyle. Przy pełniejszym makijażu oka, z cieniami itd to już nie jest takie proste ;-) A zatem dla mnie ta ogromna szczoteczka (a raczej: szczota) była niesamowicie problematyczna. Albo się nią ukłułam w oko, albo trzasnęłam nią o policzek, no cuda się działy... Dodatkowo tusz na początku zamiast pięknych firan dawał firany, ale posklejane niczym owadzie nóżki, który to efekt niespecjalnie mi się spodobał. Odłożyłam go i używałam innych masakar (mam niestety ten nawyk, że używam kilku naraz). Tusz leżał sobie ze 2-3 miesiące praktycznie nieużywany, aż w końcu pomyślałam, że skoro i tak z niego nie korzystam, odłożę go do zbioru zużytych opakowań na Back 2 MAC, ale najpierw ostatni raz użyję, by się upewnić, że go wywalam. I wtedy stał się cud ;-) Tusz malował rzęsy tak pięknie, że aż oniemiałam. Nie sklejał, a za to wydłużał, podkręcał i robił takie firany, że padłam z zachwytu (inna sprawa że w tzw. międzyczasie zdążyłam nabrać nieco wprawy w nieinwazyjnym dla reszty twarzy nakładaniu tuszu). No cudo! Od tamtej pory używam tuszu praktycznie codziennie i jestem zachwycona efektem. W sumie to tusz mam już chyba ponad przepisowe 6 miesięcy, więc powinnam przestać go używać, ale nie mogę, bo daje taki cudowny efekt :-) Dodatkowo nie odbija się na powiekach i nie osypuje, więc praktycznie jest w tym momencie idealny. Nawet ta wielka szczota już mi aż tak nie wadzi ;-)
Opakowanie bardzo mi się podoba – ładne, proste, a jednocześnie eleganckie. Nie wydaje mi się niestabilne ani łatwe do zepsucia, ale to tylko moje doświadczenia.
Podsumowując – oczywiście, jest wielką wadą fakt, że na efektowne działanie tuszu trzeba czekać z miesiąc/kilka tygodni. Jednak, szczerze mówiąc, takie przygody miałam już nie tylko z tym tuszem (np. False Lashes Max Factora zachowywał się tak samo – robił robotę dopiero po ok. miesiącu), więc jestem w stanie to przeboleć, tym bardziej przy takim efekcie. Bo żaden, podkreślam – ŻADEN tusz nie dawał mi takich spektakularnych firan. Wyglądają trochę jak sztuczne rzęsy, są śliczne. Nawet wspaniały skądinąd Iconic Overcurl Diora nie dawał takich efektów, ani Max Factory (Clump Defy nie używałam, tu przyznaję ;>) Dodatkowo firany utrzymują się cały dzień – nie rozprostowują się, nie osypują, nie plamią. Cudeńko. Tak więc mam do tego tuszu zastrzeżenia (nieporęczna szczoteczka, czas oczekiwania na prawidłowe działanie), ale efekt końcowy jest naprawdę spektakularny, dlatego chyba skuszę się na kolejne opakowanie, gdy to powędruje Back 2 MAC :-)
Używam tego produktu od: ponad pół roku
Ilość zużytych opakowań: 1 całe