Lou Lou poznałam na Krymie, w roku 1992. Na wyjeździe miałam 2 starsze koleżanki, za którymi ciągnął się ogon przedziwnego zapachu oraz.... panów. Po "psiuknięciu" siedziałam sama w pokoju i wszystkimi zmysłami chłonęłam to, co mnie otaczało. Zapach ciężki, ale nie tajemniczy, jak Eden,to była raczej ostrość brutalnego słońca w spiekocie miejskiego betonu, zapach buntu, dziewczyny z pieszczochą na ręku, krzyk, ba, wręcz wrzask życia. A spomiędzy tego delikatnie wyłaniająca się pewna zachęta, łagodność i czułość, której z czasem rozwijania się zapachu jest więcej. Jest to coś w rodzaju zachęty dzikiego kota do zabawy, chwilowo schowane pazury i przenikająca na wskroś wibracja pomruku. Po powrocie natychmiast stałam się właścicielką pierwszego flakonika Lou Lou i fanką (prawie fanatyczką) zapachów ze stajni Cacharel. Obecnie Lou Lou oczywiście mam, używam czasami, zwłaszcza w dni, kiedy wydaje mi się, że cały świat jest przeciwko mnie, to taka moja manifestacja żaru młodości, który ciągle w każdej z nas się tli, niezależnie od wieku, pewnego buntu i pragnienia tego "piekącego słońca", które odsłania wszystko, jakiejś takiej brutalnej szczerości, nagości tego świata, która nie każdemu się podoba, bo i nie może. Zapach niezwykle trwały, dość długo rozwijający swoją pełnię, z czasem delikatnie da się oswoić, ale nigdy nie ujarzmić. Komu polecam? Każdej kobiecie, która przetrwa z nim 1 dzień, (przed zakupem próba konieczna, nie jedna z kilku różnych, tylko pełne wykorzystanie zapachu przez cały dzień). Ta miłość jest trudna, brutalna, ale również uzależniająca. Gdy nie mam Lou Lou to choć używam sporadycznie, brakuje mi tego obrzydliwego niebieskiego opakowania na toaletce. I chyba już mi nie przejdzie.
Zalety:
- zapach niesamowicie charakterystyczny i intrygujący
- trwały i wszędobylski, wciska się w każdą porę skóry, skrawek materiału, kąt pokoju
- wydajność- nawet za duża, biorąc pod uwagę, jak intensywny jest zapach
Wady:
- obrzydliwe opakowanie, być może to zamierzony zabieg mający urealnić produkt szczyptą tandety, ale u mnie stoi schowany z samego tyłu