Miłe. Ale po co tak drogo?
Wszystkiemu winne panie z Sephory, tyle mogę powiedzieć na wstępie. Gdyby nie te torby próbek podejrzanie hojnie rozdawane, to bym się na omawiany produkt nie skusiła.
Jestem ofiarą psychologicznego marketingu :(
Ale do rzeczy.
Ta emulsja to w mojej kosmetyczce relatywna nowość, ponieważ jedyne oczyszczanie, jakie sobie dotąd fundowałam, polegało na codziennym myciu mordki. Z peelingami znałam się krótko jakieś 15 lat temu, kiedy to usiłowałam nadążać za modą w pielęgnacji i katowałam skórę rozmaitymi ścieraczami w dobrej wierze. Źle robiłam, skóra bardzo ubolewała, więc dałam sobie spokój i od tamtej pory - poza wizytami u kosmetyczki raz na ruski rok - myję i nawilżam li i jedynie.
Przy okazji rozmaitych zakupów wpychano mi przy kasie set 3 próbek z szanela - emulsja na dzień, na noc i na weekend właśnie - no to przetestowałam raz i drugi i mi się, kurka, spodobało.
Nie miałam jednak ochoty wyskoczyć naraz z niemałej kasy na pełnowymiarowy zestaw, postanowiłam więc wybrać jedna opcję z trzech, wilk syty i owca cała miała być, bo skoro razem tak mi ładnie robią na twarzy, to oddzielnie może chociaż zrobią w 1/3?
Logika nigdy nie była moją mocną stroną^^
Padło na Le Weekend, bo uznałam, że skoro się tego używa dwa razy w tygodniu, to oznacza, że działa w sposób skoncentrowany. No i racja, tak właśnie działa, ale niekoniecznie w tym kierunku, o którym myślałam ;p
Liczyłam bowiem na spektakularne nawilżenie, emulsja mi się skojarzyła z tego typu pielęgnacją, a po co było przeczytać ulotki?
Przy zakupie dużej buteleczki miła ekspedientka coś niby przebąkiwała o lekkim złuszczaniu, ale w szale zakupów mało do mnie dociera. Ofiara, mówiłam.
Oto więc mam za kilka stówek lekki peeling enzymatyczny, tak mi się to widzi. Oficjalnie piszą o kwasach (teraz już doczytałam), dobra, niech będą i kwasy.
Co to-to robi w praktyce?
Otóż robi mi na skórze takie coś, że jest gładsza i jaśniejsza; kulminacyjny efekt w poniedziałek rano, po sumiennych aplikacjach od piątku wieczorem. Na umytą buzię emulsja, na to nawilający krem i gotowe.
Czyli +.
A także:
+ nie zapycha
+ nie podrażnia, przeciwnie nawet, bo łagodzi (a ja wrażliwą skórę mam coraz bardziej)
+/- ściąga, ale raczej lekko, krem sobie zaraz z tym radzi
Ale:
- szczypie, jeśli jest jakieś podrażnienie (np. przy skrzydełkach nosa od kataru)
- bardzie niefajnie pachnie. Generalnie uwielbiam chanelowskie nuty, czy to w podkładzie, czy w kremie, a ten kosmetyk mnie bardzo zawiódł, bo przebija zapach, cóż, kwasu. W piątek przeszkadza tylko trochę, ale w niedzielę już bardzo, co mnie czasem zniechęca do stosowania.
- cena. Cena jest brr.
Recenzja niżej twierdzi, że można znaleźć coś podobnego znacznie taniej - trudno mi się odnieść, bo ja kosmetyków z tej grupy nie używam z uwagi na częste podrażenienia.
Mogę jednak zapewnić, że ten produkt jest naprawdę delikatny i nie skrzywdzi, a działanie ma całkiem ok. Na tyle ok, że być może kupię jeszcze kiedyś... na promocji. Bo cena drogeryjna zaporowa, a i w internetowych sklepach niekoniecznie zachęca.
Potwierdzić tylko mogę tytułem podsumowania, że się dotąd na kosmetykach marki Chanel nie przejechałam i to kolejny przykład.
Używam tego produktu od: miesiąca
Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszego + 3 zużyte próbki 3ml