Van Cleef & Arpels wedle tego co rozgłasza, tworzy zapachy, stanowiące ucieczkę do krainy "natury idealnej". Hmm... to jeszcze zależy, kto jak rozumie to pojęcie. Jak dla mnie "Eden" proponowany przez tą markę nie ma nic wspólnego z błogim ogrodem rozkoszy i prawdziwą naturą.
Reve Elixir to propozycja lekka, statyczna i praktycznie w ogóle nie rozwijająca się. Syntetyczna lilia, brzoskwinia i irys trzymają się grzecznie za rączki, żadne z nich nie przytupnie, nie zaskoczy, po prostu trwają w stagnacyjnej ugodzie. Ta trwałość bynajmniej nie jest mocna, ponieważ po jakichś 20 minutach to, co dzieje się z kompozycją Reve, można porównać do rozwodnionych nut zapachowych kwiatowego płynu do płukania tkanin. Woń nijaka, być może nie uciążliwa dla otoczenia, lecz bardzo bezbarwna.
Osobiście bardzo lubię zapachy, które pozwalają zbliżyć się choć na chwilę do serca natury, poczuć zaroszoną trawę pod stopami, czy oszałamiający zapach świeżo zerwanych łąkowych kwiatów, które rozkwitły przed chwilą w otulającym je słońcu.
Wąchając otwarcie Rave chciałoby się mieć przed oczami rusałkę odzianą w czystą, słodką biel, która wstaje o świcie, aby umyć włosy w strumyku. Niewinną pannę, która harmonijnie koegzystuje z naturą, żyje w zgodzie z rytmem przyrody, boso stąpa po leśnym runie, zbierając krasne owoce i wonne zioła. Wszystko co by ją otaczało byłoby dla nas bajkowe, zawoalowane,wiecznie zielone i otulone w ciepłe akordy kory drzewnej i delikatnej irysowej bieli.
Co natomiast ciśnie się pod powieki po powąchaniu Reve Elixir? Nasza panna z morką głową, która może dawno temu mieszkała w przyleśnym domku wśród łanów zbóż i łąkowego kwiecia, przeniosła się do dużego miasta. Zapomniała o swoich korzeniach, już nie hasa wśród dzikiego kwiecia i nie moczy stópek w strumieniu. Jakże byłoby jej teraz biegać boso po łące, kiedy znajduje się w dużej metropolii? Teraz nosi wyprofilowane szpileczki i otula się satynowym szaliczkiem, pamiętając zawsze o szmince na ustach i paznokciach pomalowanych na kolor fuksja.
Jej kontakt z rajską naturą ogranicza się do wypadów do parku miejskiego, gdzie każda grządka zaprojektowana jest pod centymetr, a wszystkie kwiatki stoją równiutko na grządce. Trawa przystrzyżona na 2 cm, krzewy w kształcie kul wydają się być z plastiku... Nie ma tu już miejsca na bajkową sprzeczność i niejednoznaczność jak samosiejące się kwiecie porozrzucane na łące.
To jest prawdziwa twarz Rave, która nie zbliża nas do płaszcza natury obrośniętego w mech i białe kwiecie, tylko do miejskiego parku, gdzie panie tuptają w czółenkach stanowiących absolutny "must have", a jednakowe kwiatowe rabatki wyglądają jak pogrzebowe wieńce.
Czy ten syntetyczny Eden jest dla mnie? Jako miłośniczka natury dzikiej i niepohamowanej, odpowiem krótko, lecz wymownie: zdecydowanie nie!
Używam tego produktu od: kilka dni
Ilość zużytych opakowań: 5 ml