Maseczkę Drops of Youth z The Body Shop otrzymałam w zestawie prezentowym ( wraz z kremem na noc i na dzień oraz peelingiem) od lubiącej mnie osoby, która zna moje pielęgnacyjno-kosmetyczne zapędy i wie, że lubuję się w składach jak najbardziej naturalnych. Jak z tą naturą jest w The Body Shop? Okazuje się, że różnie. Ale faktem jest, że TBS ma w swoim asortymencie buble i produkty o pewnej pielęgnacyjnej wartości.
Maskę stosowałam naprzemiennie/ równolegle z kremem z serii Drops Of Youth. I tak jak z kremu jestem absolutnie niezadowolona, tak z maski na noc już o wiele bardziej.
Opakowanie produktu jest dla mnie bardzo atrakcyjne wizualnie. To płaski słoiczek o pojemności 90 ml, wykonany z zielonego grubego szkła ( uwielbiam, po prostu uwielbiam kolor butelkowej zieleni). Zakręcany jest za pomocą czarnej plastikowej zakrętki. Do sprzedaży słoiczek dodatkowo zapakowany jest białe pudełko zawierajace opis produktu oraz instrukcję stosowania.
Maska posiada przedziwną i nietypową konsystencję. Jest gęsta, niepłynna, jednak trudno określić ją jako stałą. To taka konsystencja gęstej śmietany/ budyniu zawsze powracająca do gładkiej powierzchni. Maska w moim odczuciu jest delikatnie zapachowa, choć to zapach ledwo wyczuwalny, roślinny. Ma barwę śnieżnobiałą.
Stosowałam i ciągle stosuję ( w poszukiwaniu młodości, która tak łatwo przemija :) przez okres miesiąca, na noc, czyli zgodnie z przeznaczeniem produktu. Stworzyłam pewnalą indywidualną rutynę stosowania, zmienną co drugi dzień:
Dzień 1: maskę aplikowałam na wcześniej nałożony krem nawilżający ( w odstępie czasu około 30 minut).
Dzień 2: maskę aplikowałam samodzielnie po zastosowaniu serum nawilżającego.
Maskę w obu przypadkach aplikowało mi się łatwo. Nietypowa konsystencja nie uprzykrzała nakładania, a w kontakcie ze skórą, zmieniała się na bardziej płynną, łatwiej rozprowadzającą się. Maska w obu przypadkach nie wchłaniała się do końca, zawsze tworzyła na skórze lepki film. Z powodu tej lepkiej powłoki maskę aplikowałam na około 30 minut przed snem, by pozwolić jej zacząć "pracować" na twarzy i choć odrobinę zaschnąć.
Obie metody sprawdziły się, zarówno ta z użyciem nawilżającego kremu, jak i bez. Aplikacja kremu pozwoliła na uzyskanie dodatkowego efektu nawilżającego.
Efekty ? Skóra o poranku co prawda świeci się niemiłosiernie ( mój typ cery to mieszaną/tłusta), więc niezbędne jest jej oczyszczenie pianką myjąca lub delikatnym żelem ( to mój rytuał, więc żadna mi nowość), ale wydaje się wypoczęta i świeża, taka wypełniona.
Podczas stosowania nie zauważyłam działania komedogennego, nie pojawiały się nowe zaskórniki, a obecne niedoskonałości zmniejszyły się ( choć nie wiem, czy to może być zasługa akurat tejże maski).
Ciężko określić mi efekt przeciwdziałania oznakom starzenia, bo zmarszczek i przebarwień związanych z upływem czasu jeszcze nie posiadam, aczkolwiek zauważyłam na pewno zwiększone nawilżenie skóry, co de facto również przeciwdziała i opóźnia proces starzenia.
Skład ma kilka kontrowersji ( Acrylates, Phenoxyethanol, EDTA...), ale i tak nie jest najgorszy. Jest i kofeina, i adenozyna, i hialuronowym sodu, kilka ekstraktów, kilka olejów. Nie bałam się nakładać tej maski na twarz, jak zdarzyło mi się to w przypadku kremu z serii Drops Of Youth z TBS.
Ta maska to byłaby całkiem ciekawa propozycja, do stosowania okresowo przez pewien okres czasu, bądź jako rutyna kilka razy w tygodniu. Byłaby- pod warunkiem dopracowania składu i wykluczenia pewnych komponentów.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie