Escada Rockin` Rio 2011 EDT 

Zapach rozpoczyna się orzeźwiającymi nutami arbuza, soczystej pomarańczy i jagód, by po chwili połączyć się z bogactwem eleganckich kwiatów. Wyczuwa się ślad delikatnego drzewa sandałowego, ambroksanu i piżma. Uwagę przyciąga flakon z metalową zawieszką w kształcie okularów.

Jak dla mnie letni must have. Używam latem od kilku lat, w tym roku nie mogę już nigdzie dostać i bardzo żałuję. Zapach bardzo mi odpowiada, jest silny, już przy pierwszym psiknięciu dostarcza niesamowitą nutę owoców cytrusowych. Zapach długo utrzymuje się na ciele i jest bardzo wyczuwalny w ciągu dnia. Niektórych może to drażnić i denerwować, ale jak dla mnie jest po prostu cudowny. Szklane opakowanie bardzo ładnie się prezentuje, dodatkowo różowa wstążeczka na korku. Jakbym mogła, to powykręcałabym tą buteleczkę dla jeszcze kilku kropel zapachu.

Pseudotropikalne sezonówki Escady są moim perfumowym grzeszkiem. Wiem, że nie wnoszą nic nowego, odkrywczego i są robione niemalże na jedno kopyto. Jednak co roku, gdy Escada wprowadza nowy zapach robię wielkie "Och!" i nabywam próbkę albo 2. Wyspy, Tajlandia, Ocean - nazwy i reklama mamią mnie szansą przeniesienia do egzotycznego kurortu. Zwłaszcza przed czerwcową sesją. Marzenia! \\n \\nRio jest chyba najsłabszą edycją. Przy pierwszym psiku atakuje nas papaja, tak bezczelna jakbyśmy zanurzyły się w jej soku. Wraz z nią tangeryna (ponoć mieszanka mandarynki i grejfruta) nie wypuszcza nas z kadzi owocowego syropu. Zapach kwiatowo-owocowy? Kwiaty chyba zamieniły się w ananasa, który dzielnie dotrzymuje tempa tropikalnym siostrom. Istny owocowy wir. Na szczęście po czasie wyżej wspomniane nuty NIECO gasną, a na pierwszy plan wybija się pina colada ze słabo wyczuwalnym kokosem. Jest już trochę lepiej, jakbyśmy sączyły drinka przy plażowym barze patrząc na horyzont wody przed nami. Na Copacabanie? Nie, w Mielnie, a przed nami nie Atlantyk, tylko Bałtyk. Zapach ciągnie się tak 3 godziny, zalatując jeszcze brzoskwinią. Szkoda, że baza nie ma szansy się przebić, bo spragnione, wysuszone drzewo sandałowe okiełznało by ten szalony syropowy wir. \\n \\nCena wysoka, a pachnie jak odpowiednik za 20 zł często wyczuwalny w Mielnie, używany przez kolonistki. Dla mnie za dużo tej słodyczy, wręcz ulepkowości. Plusy naciągane, za kreatywność i usilne próby wpakowania tropikalnych owoców do butelki. \\n \\nBeznadziejnie wierzę w limitowanki Escady, bo zawsze nabieram się na to, że będą pachnieć bardziej, powiedzmy, luksusowo, niż letnie edycje jakichkolwiek innych perfum. Nie jest źle, bo kilka siostrzanych zapachów Rio to prawdziwe wakacje w butelce. Nie wiem, na czym polegała inspiracja stolicą Brazylii. Może owocami leżącymi w koszu na wystawie rzadko odwiedzanego sklepiku? Gdzieś z dala od kurortu. ;)