Zarówno Kobako jak i Evasion firmy Bourjois sprawiły mi niezłą niespodziankę. Oba są nietuzinkowe i ponadczasowe. Nie trącą myszką, lecz są wspaniała pamiątką minionej epoki.
Nie znam żadnego podobnego zapachu do Evasion.
Z czystym sumieniem można powiedzieć, że są unikatowe. Kiedyś takie właśnie były twory perfumiarstwa, dziś …cóż, chyba każdy wie jak jest. Wystarczy wejść do pierwszej lepszej drogerii, aby zobaczyć jak trywialne i wyświechtane słodziaki zalegają tam na pólkach. Najbardziej kuriozalne jest to, że każdy producent zarzeka się, że jego perfumy to prawdziwe objawienie, a w rzeczywistości to nic innego jak popeliniarska masówka.
Dla mnie Evasion to zapach likieru anyżkowego o nazwie Ouzo (w składzie perfum chyba nawet nie ma anyżku). Jest to dość kontrowersyjny eliksir. Jedni go ubóstwiają, innym z kolei zbiera się po nim na żołądkowe turbulencje. Ja ani nie kocham, ani nie puszczam po nim pawia. Po prostu – nie przepadam.
Evasion jest ekspresyjną podróżą do dwóch miejsc. Na grecką wyspę Lesbos, która słynęła szczególnie z intensywnego anyżu, a także do Szwecji. Znana wyspa, była jednym z głównych centrów wyrobu Ouzo. Szwecja natomiast, to kraj, gdzie bohaterki książki „Dzieci z Bullerbyn”, Lisa, Britta i Anna z ochotą chadzały do miłego dziadziusia, a on z radością częstował je cukierkami ślazowymi (w Evasion wyczuwam także prawoślaz). W/w książka zawsze kojarzyła mi się przede wszystkim z tymi charakterystycznymi cukierkami.
Ouzo to jednak nie tylko anyż, to także inne dodatki, które dodaje się do destylatu. Koper włoski, gałka muszkatołowa, rumianek, imbir, arcydzięgiel, kolendra, kardamon. I muszę przyznać, że niektóre z tych nut (koper, rumianek, gałka, kolendra) obijają mi się w tym zapachu o aparat powonienia.
Evasion to zapach zdecydowanie ziołowy. Tutaj nie zioła otulają kwiaty, tylko delikatne kwiatowe płatki wtórują ziołom. Konwalia, hiacynt i gorzki jaśmin są poniekąd bierne. Nie wychylają się zbytnio, bo wiedzą, że nie mają nawet szansy z piorunującą mocą anyżu.
Największym paradoksem jest to, że ja wcale nie lubię anyżku, ani prawoślazu. Nigdy nie preferowałam tych ciemnych cuksów ani czarnych żelków, które posiadały je w składzie. Ogółem mówiąc żelki bardzo lubię, kiedyś często zdarzało mi się dostawać różne ich mieszanki w dużych pudełeczkach. Czasami trafiały się wśród nich anyżkowe. Zawsze zostawały na szary koniec i porastały mchem – nikt nie chciał ich jeść, a ja nie trącałam ich nawet będąc na największym żelkowym głodzie.
A Evasion mnie przyciąga i tak naprawdę sama nie wiem czemu.
Być może dlatego, że jest tak inny, wyniosły i chłodny, a przy tym ma charakter zarysowany bardzo ostrą stalówką.
Być może dlatego, że stanowi małą ucztę dla zmysłów. Ucztę, którą można delektować się, nawet jeśli nie lubi się anyżku.
Używam tego produktu od: 2 tygodnie
Ilość zużytych opakowań: w trakcie 50-tki