Produkt otrzymujemy w plastikowym, zakręcanym słoiczku o pojemności 600 g. Przed wylaniem się produktu w drodze ze sklepu do domu zabezpieczała przezroczysta folia. Do kosmetyku dołączona jest niewielka, plastikowa szpatułka, która służy do mieszania produktu, ponieważ składniki ścierające osiadają, a na powierzchni pozostaje część „wodna”. Po dokładnym wymieszaniu produkt jest gotowy do użycia. Jeśli chodzi o design opakowania, to niezbyt przypadł mi do gustu, ale tutaj doskonale sprawdza się powiedzenie: „liczy się wnętrze”.
Częściowo opowiedziałam już o konsystencji, ale dopowiem jeszcze, że po wymieszaniu peeling jest gęsty i treściwy. Dodatkowo jest bardzo wydajny, bo już niewielka ilość wystarczy, aby dokładnie zedrzeć niepotrzebny nam do niczego, martwy naskórek. Jeśli chodzi o zapach, to jest obłędny! Gdyby nie fakt, że to scrub do ciała, spokojnie można by go wziąć za sorbet truskawkowy. Cudowny jest ten zapach, chyba właśnie przez to, że nie jest ani trochę chemiczny. Dla mnie pachnie latem i owocowym orzeźwieniem. Bardzo żałuję, że technologia jeszcze nie pozwala mi na przekazanie Wam tego wspaniałego zapachu.
Peeling Geomar rewelacyjnie zmiękcza skórę, nawilża, doskonale usuwa martwy naskórek. Robi dokładnie to, co powinien robić dobry scrub, ale od innych peelingów odróżnia go także to, że daje sobie radę nawet ze stopami. Nie ukrywam, że mam manię jakąś dotyczącą stanu moich stóp i rzadko kiedy czuję się usatysfakcjonowana po wszelkich zabiegach pielęgnacyjnych, dalej są dla mnie zbyt twarde. Pierwszy raz dzisiaj określiłam je mianem „mięciutkich stóp”! To, że jestem usatysfakcjonowana działaniem tego peelingu to za mało powiedziane, jestem nim zachwycona! Moje stopy już po jednym użyciu są cudownie miękkie, gładkie, jedwabiste w dotyku, no po prostu REWELACJA! :)
Może wyda Wam się dziwne, że tak się skupiam na stopach, a piszę o peelingu do ciała. Jest tak dlatego, że jest to dla mnie najbardziej problematyczna część ciała i jeśli tu zobaczyłam tak spektakularny efekt, to jestem przekonana, że ten scrub poradzi sobie ze wszystkim. Żaden peeling domowej roboty (kawowy czy cukrowy) nie może się równać z tym produktem. Bardzo gorąco wam go polecam, jestem pewna, że bardzo Was zadowoli :)
Cena nie jest mała, wręcz może się wydawać absurdalna, ale zapewniam, że warto. Kupiłam go w Douglasie za 49 zł, jego cena regularna to 69 zł.
Cudo! Tak jednym słowem mogę określić ten kosmetyk. Na pewno go jeszcze kupię, chociaż patrząc na ilość jaką dzisiaj zużyłam i pojemność opakowania, nie sądzę, żeby prędko się skończył.
Używam tego produktu od: kwietnia
Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszego