Kenzo L`Eau Kenzo Intense Pour Homme EDT 

To jeden z najbardziej ostrych i wybitnie męskich zapachów, jakie miałam okazję wąchać ostatnio, a może i kiedykolwiek (choć uczciwie zaznaczam, że po męską klasykę z dawniejszych lat nigdy nie sięgnęłam). Pewnie moje porównanie spotka się z potępieniem i politowaniem ze strony znawców, ale dla mnie ta odsłona Kenzo to klimaty typu Zielone Polo Laurena. Ostrość ziół i traw (zapewne bazylia i wetyweria), nie skażona nawet najmniejszą ilością cytrusa czy nuty wodnej, o jakiejkolwiek słodkości nawet nie wspomnę. No, chyba, że za słodkość można uznać mega silny i ostry, obecny tutaj (jak dla mnie) zapach miodu rzepakowego, który dosłownie kąsa moje gardło. Zapach oceniam neutralnie, bo w sumie jak mam go ocenić. Nie zbliża się on nawet na kilometr do czegokolwiek, co choćby umownie można zaliczyć do uniseksów. Oczywiście nie takie jest jego założenie. Jako męski, no cóż. Według mnie jedynie dla facetów doceniających jednoznacznie męską klasykę. Zapach nie ma ani jednego momentu wpisującego się w popularne dziś klimaty. Może to i dobrze, ale ja osobiście nie widzę go na żadnym z bliskich mi samców. Trwałość imponująca - bawełniany rękaw, który podczas testów też zaliczył chmurę zapachu - utrzymał ten zapach nawet mimo prania na 90 stopni. Używam tego produktu od: testy Ilość zużytych opakowań: testy

Kolejny "zapach", po Kenzo Homme Night, niegodny miana flankera niezłego pierwowzoru. Nuty zapachowe były dość obiecujące, a co dostałem jako finalny produkt? Ulepkowaty owocowy (właściwie to landrynkowy) słodziak ze znaną mi już m. in. z Invictusa nutą plastiku. Niestety, nic więcej. Trwałość ponad 8 h, projekcja niezła. Niestety. Ból głowy gratis. Kenzo od jakiegoś czasu podąża "złą drogą". Smutne to, ale takie są niestety dzisiejsze trendy... Używam tego produktu od: Kilka miesięcy Ilość zużytych opakowań: Kilka ml - testy nadgarstkowe i globalne