Balsam ten kupiłam z ciekawości. Zauważyłam, że weszły do Rossmannów, więc nie zwlekałam. Chciałam sprawdzić, czy są one rzeczywiście na tyle dobre, że aż warte uwagi zagranicznych celebrytów. Czaiłam się na wersję podstawową, bez koloru, ale ostatecznie wybrałam brzoskwiniowy/koralowy. Kosztował mnie na promocji około 10-11 złotych.
Moje usta są wiecznie suche, dlatego też wiecznie je czymś smaruję. Nie mogę pozwolić sobie na brak pod ręką jakiegokolwiek balsamu/masełka, bo wówczas zaczynają pękać i tracą koloryt. Lubię produkty, które jednocześnie nawadniają usta i nawilżają je, gdyż sam emolient, to czasem za mało. W tym przypadku mamy akurat czysty emolient, zawierający w składzie głównie same oleje. Wiedziałam o tym, ale zależało mi bardziej na samym kolorze, niż na pielęgnacji, ponieważ stricte pielęgnujący balsam jeszcze miałam. Zacznę więc od wspomnianego koloru. Według producenta jest to ''peach pink'', czyli brzoskwiniowy róż. Nie wiem dlaczego nie mogli nazwać go po prostu koralowym. Według mnie to czysty koral, czyli skierowany bardziej w stronę różu, niż w stronę pomarańczy. W kontakcie z czerwienią wargową ust, staje się jeszcze bardziej różowy, przez co ostatecznie jest pastelowym, odświeżającym i odmładzającym twarz różem. W sam raz na wiosnę i lato. Nie ma mocnej pigmentacji, więc daje praktycznie tylko poświatę koloru, ale już to wystarczy, żeby odświeżyć wygląd. Długo się nie utrzymuje, dlatego ponawianie aplikacji kilkukrotnie w ciągu dnia jest niezbędne. A teraz przejdźmy do jego działania pielęgnacyjnego. Tworzy na ustach lekko tłustą powłokę (nie klejącą), która chroni przed czynnikami zewnętrznymi i zmiękcza ewentualne suche skórki, by potem były łatwiejsze do usunięcia. Nie jest to balsam nawadniający - nie wnika wgłąb, nie rozpulchnia naskórka. On po prostu chroni i pozbywa się suchości z zewnątrz. W składzie mamy olej rycynowy, olej słonecznikowy, wosk kandelila, oliwę z oliwek, ekstrakt z papai, ekstrakt z aloesu i ekstrakt z rozmarynu. Oprócz tego kwas hydroksystearynowy, który służy raczej jako zagęstnik oraz barwniki niezbędne do uzyskania tego koralowego koloru. Także mamy zdecydowanie większość składników naturalnych, za co duży plus. Jeśli Wasze usta nie wymagają konkretnej pielęgnacji i lubicie dodać im trochę subtelnego koloru, to naprawdę polecam. A dla osób ze skórą bezproblemową oraz suchą, może posłużyć jako róż do policzków :).
Konsystencja jest gęsta, gładka i lekko tłusta. Na mocniej wysuszonych ustach nie rozprowadza się równomiernie - lubi podkreślać każdą suchą skórkę. Ale wystarczy potrzymać balsam na nich przez pewnien czas, żeby je zmiękczyć, następnie wykonać peeling (chociażby chusteczką higieniczną), a wtedy efekt będzie o wiele lepszy.
Opakowanie początkowe to kartonowe pudełko, na którym znajdziemy najważniejsze informacje. W środku znajduje się mała, urocza tubka w kolorze samego balsamu, czyli brzoskwiniowym/koralowym. Jest ona miękka, także wyciskanie produktu ze środka nie sprawia problemu. Końcówka przy otworze ma teoretycznie ułatwiać nakładanie balsamu, ale według mnie tylko utrudnia. Rozmazuje go w nierówny sposób, więc tak czy siak rozprowadzam go palcem. Szata graficzna szału nie robi i nie musi - jest po prostu minimalistyczna, bez zbędnych ceregieli. Pojemność to 10ml.
Zalety:
- Zdecydowana większość składników naturalnych
- Odświeżający i odmładzający twarz odcień
- Chroni usta przed czynnikami zewnętrznymi
- Zmiękcza suche skórki
- Bezzapachowy
- Gęsta, gładka konsystencja
- Wydajność
- Opakowanie
Wady:
- Kolor może zbierać się w suchych skórkach, jeśli usta wcześniej nie zostały odpowiednio przygotowane
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie