Wykreowany w 1974 r. Gentleman klasyfikowany jest jako orientalno-drzewny zapach. Na wskroś elegancki i klasyczny, wyróżnia się na tle topowych, współczesnych kompozycji. Jego poważny i zdecydowany charakter predestynuje go do bycia używanym przez dojrzałych mężczyzn, co oczywiście nie jest ani wadą, ani zaletą. W moim odczuciu Gentleman wymaga stylu przynajmniej smart casual, aby nie jawił się groteskowo. On po prostu nie pasuje do mniej formalnego ubioru, tak jak krawat nie będzie pasował do siatkowego podkoszulka.
Otwarcie Givenchy Gentleman jest pyliste i zdecydowane. Cytryna w połączeniu z różą, miodem i obietnicą paczulowej bomby w sercu, jawi się niczym spacer po starej, zakurzonej bibliotece z ogromnymi, pachnącymi intensywnie drewnem, meblami. Dla nosa wychowanego na rześkich aromatach, ta faza może okazać się nie do przejścia, jednak miłośnicy zdecydowanych woni nie powinni czuć się niekomfortowo.
W sercu zapachu paczula, wraz z przyprawami i miodem z otwarcia, zaczyna istotnie dochodzić do głosu. Składnik ten, dzięki nieco wilgotnemu i chłodnemu akordowi szlachetnej pleśni, funduje nam wycieczkę do nieco zapomnianych już podziemnych korytarzy pod biblioteką. Paczula, oprócz wspomnianej wilgoci i pleśni, w połączeniu z wetywerią odpowiada za drzewny charakter tej fazy.
Co najważniejsze jednak, wraz ze zbliżaniem się do bazy, wszystkie składniki układają się w jeden, niezwykle charakterystyczny akord. Otóż, cytując Lucę Turina, mamy do czynienia z akordem znoszonej, rosyjskiej skóry. Powiem szczerze, że właśnie to najbardziej urzeka mnie w Givenchy Gentleman. Jest męsko, klasycznie i elegancko. Dzięki umiarkowanej zawartości wanilii również nieco słodkawo. Z naciskiem na słowo "nieco".
Baza, oparta o bursztyn, piżmo i mech dębowy, zachowuje jednak skórzano-drzewny klimat, otulając noszącego ciepłymi i przyjemnymi doznaniami.
Mówiąc o trwałości, nie sposób zauważyć, iż ta jest kwestią bardzo indywidualną. Na mnie Givenchy Gentleman jest wyczuwalny około 10-12 godzin, przy czym ostatnie 2-3 godziny już bliskoskórnie, jednak wyraźnie ożywia się wraz ze wzrostem temperatury ciała. Projekcja w pierwszych godzinach jest bardzo dobra, rzekłbym, iż idealna.
W kontekście Givenchy Gentleman nie sposób również nie wspomnieć o reformulacji, która miała miejsce kilka lat temu. Nie jest tajemnicą, iż zapach nie pachnie już tak samo jak właściwe dzieło Paula Legera, które także miałem okazję poznać. Otóż, zapach dostosowano do obecnych standardów, po części zapewne także tnąc koszty samej kompozycji. Nie chcę wdawać się w opisywanie różnic tych dwóch wersji, bo poniekąd pierwotny klimat został zachowany. Redukcja dotyczy przede wszystkim nut animalnych, a konkretniej cywetu. Złagodzono również akord skórzany, który w poprzedniej wersji był donośny i bardziej naturalny. Najistotniejszy jest fakt, iż reformulacja w przypadku Givenchy Gentleman nie okazała się tak brutalna, jak w przypadku innych kompozycji z poprzednich dekad. Omawiany zapach może być wręcz przykładem dla innych, jak powinno się dokonać tak smutnego, ale jednak nieuchronnego (?) zabiegu.
Używam tego produktu od: rok
Ilość zużytych opakowań: 2 x 100 ml