Tak naprawdę, nie planowałam spotkania z Glorią. Nie wzdychałam do niej, nie goniłam, nie szukałam rozpaczliwie, gdzie się dało. Chyba to Gloria znalazła mnie, choć musiałam wyjść z inicjatywą, by nasza znajomość się zaczęła (w czym niemały udział ma moja sympatia, jaką czuję do Cacharela - może nie taka, jak do Guerlain, ale jakaś na pewno, pewnie dzięki Anais Anais), jakimś trafem udało mi się nabyć miniaturkę.
Zanim ją powąchałam, bałam się, że nimb niedostępności może zakłócić mój odbiór tego zapachu i nie wiedziałam, czy gorsze będzie rozczarowanie z powodu prawdopodobnej przeciętności, czy też absolutny zachwyt i gotowość do wysupłania wszelkich oszczędności, by móc ją kupić.
Na szczęście, ani jedno ani drugie mnie nie spotkało; bardzo się cieszę, że poznałam ten perfumeryjny rarytas, SPODOBAŁ MI SIĘ, ale nie zaczęłam gorączkowo przeszukiwać internetu, by za ciężkie pieniądze zdobyć flakonik. Nie znaczy, że nie chciałabym tych perfum mieć - bardzo chętnie widziałabym je w swojej kolekcji, jednak nie jest to mój Graal, nie będzie mi brakowało pełnowymiarowego opakowania (najpewniej wcześniej używanego, zafoliowane egzemplarze to już zupełne białe kruki).
Dobrze, zatem trochę o zapachu, bo jednak to on jest tutaj najważniejszy: czuję w otwarciu intensywny, migdałowy akord, który bardzo mocno przypomina mi migdały w różowej Pani Walewskiej. O amaretto można zapomnieć, bo na pewno go tutaj nie ma, brakuje zdecydowanej oleistości i specyficznego ciężaru likieru, który jak wiadomo, pachnie charakterystycznie i raczej mocno. Potem dołącza urocza, nieco przekwitająca, ale ciepła i przytulna róża, czyli taka, jaką lubię, odświeżona hibiskusem. Całość robi się ciepła, otulająca i nieco pudrowa, co dodatkowo uprzyjemnia mi odbiór tych perfum. Baza zamyka całą kompozycję tonkową słodyczą z dodatkiem wanilii, z cieniem zapachu wiśni.
Jak wspomniałam, całość jest naprawdę przytulna, ciepła i pogodna, idealna do noszenia w chłodne, jesienne dni i wieczory. Nie ma tutaj nic kontrowersyjnego ani buntowniczego (jak sugerowałby wybór piosenki Patti Smith w reklamie promującej te perfumy, zupełnie dla mnie niezrozumiały), ale czy każdy zapach ma kreować nosicielkę na kobietę alternatywną, silnie wyemancypowaną i nieszablonową? Może potrzebne są i takie, które noszącą je kobietę czynią czułą, ciepłą i opiekuńczą - i właśnie taka wydaje mi się Gloria.
Wydaje mi się, że zdecydowanie dla młodszych odbiorczyń, idealnie pasowałyby młodziutkiej, miłej studentce. Niestety, nie można mieć całe życie 21 lat...
Flakonik nie w moim stylu, ale kartonik bardzo mi się podoba - opalizujący fiolet. Niby nie wyrywają z butów, ale jednak mnie oczarowały (może po prostu mój spokojny charakter tak dobrze z nimi współgra?). Chętnie widziałabym wśród swoich flakonów :)