Będę ją męczyła przez bardzo długi czas...
Perfumy te chciałam kupić już dawno, lecz wiele skrajnych opinii mnie do tego zniechęcało. Jednak tym razem zachęciła mnie promocja w jednej ze znanych perfumerii - kosztowały wówczas około 28-30 złotych za 30ml.
Mój gust zapachowy zmienia się bardzo szybko. Jeszcze niedawno lubiłam słodkie jak miód i cięższe ulepy, a teraz wolę lżejsze i skierowane bardziej w stronę cytrusowych słodziaki. A to na pewno nie koniec. Nie zmieniam jednak zdania co do wanilii - jest ona jedną z najpiękniejszych nut zapachowych, jakie istnieją. Ma ona tendencję do upiększania praktycznie każdej kompozycji. Nie brakuje jej oczywiście w słynnej i kochanej, bądź znienawidzonej wodzie toaletowej Pink Sugar. Nie brakuje w niej również ciężkiej cukrowej słodyczy, która do mnie nie przemówiła. Przeanalizujmy więc piramidę zapachową. Głowa serwuje nam przez pierwsze 2 sekundy uderzenie alkoholu, ale na szczęście to tylko 2 sekundy. Zaraz po tym od razu czuję gęstą cukrową słodycz, bliżej nieokreśloną, przełamaną czymś ziołowym - być może liściem figi. A chcę zaznaczyć, że powinnam wyczuć chociaż jeden z podanych owoców, czyli malinę, pomarańczę lub bergamotkę. Czuję po prostu słodką słodycz z jakimś ziołowym niuansem w tle. Trwa to maksymalnie 2 minuty. Nuty serca z kolei mogą być winowajcami mojego dystansu do tej kompozycji. Mamy tu watę cukrową, lukrecję, czerwone jagody, truskawkę i konwalię. Wata cukrowa? Spoko. Lukrecja połączona z truskawką? Błagam, nie. Nie cierpię truskawki w perfumach - na mojej skórze układa się na podobieństwo, za przeproszeniem, kupy. A w połączeniu z cierpką lukrecją wychodzi jakaś totalna abstrakcja, chaos. Czuję tu tylko te dwie nuty i ponownie tonę cukru. Serce tego zapachu męczy mnie całkiem długo, bo jakieś pół godziny, a nawet dłużej. Ta nieszczęsna truskawka nie chce przestać wybrzmiewać. Ale jak już przestanie, to baza zaczyna mi bardziej odpowiadać. Karmel, wanilia, piżmo, fasola tonka, drzewo sandałowe. Robi się tu kremowo, balsamicznie, a dzięki piżmu też trochę puchato. Wanilia z karmelem dają o sobie znać najmocniej, tworząc spokojniejszą, harmonijną słodycz, choć wciąż cukrową i klejącą. Jak taki gęsty krem na cieście. Jednak dla samej bazy perfum nie będę używać. Kompozycja musi być w całości udana, żebym miała w ogóle chęć po nią sięgać. W tym przypadku już dobrze wiem, że te skromne 30ml będę męczyła przez bardzo długi czas. Tym bardziej, że projekcja tego zapachu jest gigantyczna, wypełnia całe pomieszczenie, jest nachalny, może dusić. Wystarczą trzy psiki i możemy prawie targnąć się na czyjeś zdrowie :D. Równie potężna jest trwałość - na mojej skórze 10 godzin i jeszcze po kąpieli pozostają jakieś resztki. Na ubraniach ponad tydzień lub do następnego prania. Trzeba dobrze przemyśleć to, czy naprawdę mamy na niego ochotę. Bo potem nie ma odwrotu :D. A jak już otacza nas cukrową chmurką, to zapominamy o istnieniu słodyczy. Dobra opcja podczas diety :D.
Flakon początkowo zapakowany jest w kartonową tubę, zamykaną plastikowym korkiem, która swoim wyglądem przypomina co najmniej pojemnik na cukierki. Jest uroczo do znudzenia. W środku znajduje się mała, zgrabna, szklana buteleczka, niepozorna, lecz kryjąca w sobie wielką moc. Mamy na niej różowe paski, ułożone tak, by znowuż skojarzyć całość z jednym wielkim cukierkiem. Atomizer ma metaliczny i głęboki odcień różu - działa cudownie, rozpyla drobną, satysfakcjonującą mgiełkę. Jakość ogółu jest w porządku, choć różowe paski na plastikowej zatyczce powoli się zdzierają. To akurat najmniejszy problem.
Zalety:
- Niska cena
- Ogromna trwałość
- Totalnie obszerna projekcja
- Dobrej jakości atomizer
- Całkiem ładny flakon
Wady:
- Tona praktycznie niczym nieprzełamanego cukru
- Większość nut jest niewyczuwalna
- Obecność znienawidzonej przeze mnie w perfumach truskawki, która w połączeniu z lukrecją tworzy chaos