Kilka lat temu, kiedy temperatura dobijała jakichś 35 stopni na plusie, byłam w Budapeszcie. Żar lał się z nieba , a ja marzyłam tylko o tym, żeby zanurzyć się w chłodnej wodzie. Na zwiedzanie nie miałam ani siły, ani ochoty. I właśnie wtedy od ulicznego sprzedawcy kupiłam lemoniadę- nie pamiętam już dzisiaj jej smaku, ale pamiętam, że błyskawicznie postawiła mnie na nogi...
I dokładnie tak samo działa Green Tea Fig - odświeża i dodaje mi pozytywnej energii, kiedy afrykańskie upały odbierają mi chęć na cokolwiek. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie stosowania tego zapachu o innej porze roku niż latem. Po prostu Green Tea Fig budzi we mnie jednoznaczne skojarzenia. Żar tropików, długie gorące lato... I choć nie są to moje nuty, chociaż Green Tea Fig zmierza w kierunku uniseks- a ja fanką uniseksów, ani w ubiorze, ani w perfumach nie jestem - to jednak ta kompozycja wyjątkowo mi podchodzi. Spróbujcie sobie wyobrazić, moje miłe Panie, zapach schłodzonej w lodówce figi wymieszanej z herbatą, okraszonej listkami szałwii i szczyptą bobu tonka, doprawionej jeszcze lodową nutą. Ten opis nut może nie brzmi wybitnie seksownie, nie brzmi wybitnie kobieco, nie brzmi uwodzicielsko, niemniej w czasie upałów sprawdza się i to sprawdza się genialnie. Odświeża i orzeźwia lepiej niż chłodny prysznic, lepiej niż mrożona kawa, lepiej niż ulubione sorbetowe lody.
Pokochałam ten zapach miłością absolutną, pokochałam wbrew samej sobie. Pokochałam, choć wydawało się mi zawsze, że na mojej perfumowej toaletce jest miejsce wyłącznie na typowo kobiece kompozycje.
A kiedy temperatura nieco spadnie i nadejdzie pogodna złota jesień, wówczas, w domowym zaciszu, ubrana jedynie w ulubioną bieliznę i koszulę mojego ukochanego, wyciągnę z szuflady moją Green Tea Fig, aby powspominać długie, gorące, pełne namiętności lato.
Dziękuję Autorowi bloga nezdeluxe oraz Wilan8, których recenzje zaintrygowały mnie na tyle, aby i samej sięgnąć po Green Tea Fig.
Zalety:
- zapach idealny na upalne lato