GlamGlow Flashmud Brightening Treatment Kuracja rozświetlająca do twarzy

Droga jak każda Glamglow ale trzeba polować. Moja święta trójca to SUPERMUD, GRAVITYMUD i ta. Ostatnio moja ulubiona bo walczyłam z dużą ilościa niedoskonałości i ona pomaga mi pozbyć się plam i suchych skórek. Jest wydajna, wystarczy nałożyć niewiele na twarz i zostawić na trochę dłużej, drobinki są ostre ale nie trzeba mocno dociskać do buzi. Polecam bo widze efekt, 3 dni stosowania pod rząd i skóra zregenorowana o wiele szybciej, naprawdę rozjaśnia , myślę że przy regularym stosowaniu będzie tylko lepiej, nie podrażnia i nie zaognia trądziku, rano mam baby face :)

Maski od Glam Glow pojawiając się w Polsce zrobiły niemałe zamieszanie. Stały się bardzo popularne a opinie o nich różne. Zdecydowałam się zamówić fioletową, która niestety bardzo mnie rozczarowała i właśnie tą, która miała działać rozświetlająco i być 2 w 1 czyli peelingiem i maską jednocześnie. Kupiłam tę maskę w formacie podróżnym, której cena nie jest mała ale jeśli miała się sprawdzić to myślałam, że warto spróbować. Pierwsze co nie do końca mi się spodobało to jej zapach, ni to owocowy, ni kwiatowy. Bardzo duszący i cukierkowy. Maska ma konsystencję złuszczającej dość gęstej pasty z złuszczającymi drobinkami, które są dość ostre. Podczas aplikacji maski moja skóra lekko czerwieniała ponieważ drobinek jest tak dużo i są tak mocne, że nawet lekkie tarcie bardzo mocno złuszcza skórę. Producent rekomenduje nałożenie maski na osuszoną i oczyszczoną twarz wcierając pastę okrężnymi ruchami i pozostawienie jej na kolejne 15 minut. Po upływie tego czasu maska się troszkę wchłania co nie zmienia faktu, że ciężko ją zmyć. Zmywając maskę znowu towarzyszył mi ten dziwny, mdły i przesłodzony zapach, który niestety po zmyciu maski nadal utrzymuje się na twarzy. Stosowałam maskę regularnie na tyle ile pozwoliło mi jej podróżne opakowanie, ale prawdę mówiąc oprócz mocnego złuszczenia skóry nie zauważyłam szczególnego działania rozjaśniającego i wyrównującego koloryt skóry. W mojej opinii maska jest przereklamowana i choć nie mam cery szczególnie wrażliwej to zbyt agresywnie złuszczająca, przez co nawet dzień po aplikacji maski skóra wydawała się nadwrażliwa na dotyk podczas np. aplikacji kremu czy makijażu.

Maskę kupiłam w drogerii Sephorze.Zacznę od tego,że ma piękny zapach kojarzący mi się z malinową mambą lub kaszką manną.Jest w pięknym opakowaniu. Gdy jest używana tak jak producent radzi 3 dni z rzędu można rzec,że naprawdę działa.Przebarwienia po trądziku znikają.Zmarszczki są tak jakby wypełnione.Skóra twarzy jest jędrna i gładka.Do tego używana przed wielkim wyjściem sprawia,że makijaż się dłużej trzyma i lepiej wygląda na twarzy.Polecam panną młodym przed ślubem.Bardzo pozytywnie się zaskoczyłam tym produktem.Jedyną jego wadą to jest wysoka cena.Za jakość niestety się płaci.

Maska działa genialnie i to już od pierwszego użycia. Mam problem z ziemistą, zmęczoną skórą a mało jest skutecznych kosmetyków na tę przypadłość. W dodatku często zdarza mi się niedospać więc potrzebuję czegoś co mnie poratuje błyskawicznie w takiej sytuacji. Ta maska idealnie zdaje egzamin. Ma przyjemny delikatny zapach i kremowo-glinkową konsystencję z zatopionymi w niej kawałkami listków. Nakłada się bardzo łatwo, wystarczy niewielka ilość do pokrycia całej twarzy. Po 15-20 minutach maska zasycha ale nie daje tego niemiłego uczucia ściągnięcia jak większość produktów tego typu. Zmywa się bezproblemowo. Cera po osuszeniu jest taka promienna i świeża, jak na dobrze wyretuszowanych zdjęciach. Znika ten nieładny bury kolor w strefie T. Oprócz tego skóra jest nawilżona i miękka w dotyku, żadnego przesuszenia jak po typowych glinkach. Rozszerzone pory są również mniej widoczne, jak po dobrej bazie. Makijaż na skórze potraktowanej tą maską leży idealnie. Po jednorazowym zastosowaniu maski efekt wypoczętej skóry utrzymuje się do następnego dnia. Przy regularnym stosowaniu skóra naprawdę zyskuje i długo wygląda promiennie. Cena w stacjonarnych drogeriach jest mega zawyżona, ja kupowałam maskę za 155zł za pełnowymiarowe opakowanie, były też miniaturki za 55zł. Myślę, że warto tyle wydać szczególnie porównując z cenami saszetek czy masek w płacie za 15zł, które nic nie robią. Produkt ten jest bardzo wydajny - policzyłam, że maska 50g wystarczyła mi na ponad 30 użyć co w przeliczeniu wychodzi ok 5zł za zabieg.

Używałam jak producent kazał 3 dni z rzędu, a potem 2 razy w tygodniu. W międzyczasie używałam też kremu i serum z wit C, więc to mogło wspomóc efekty. Naprawdę cera była piękna, wygładzona, ujednolicona, a ślady po pryszczach - nowe i stare przebarwienia znikały w szybkim tempie. Już po jednym razie widać było zmianę na plus. Poza tym maseczka ma przyjemną konsystencję i zapach i do tego jest wydajna. Niestety jest droga, ale naprawdę u mnie zadziałała

Używałam już kosmetyki z GlamGlow i zdziwiłam się że ten wypada tak marnie w porównaniu do reszty. Nie tego się spodziewałam. MAseczka coś tam robi, nie jest to totalne zło ale nie zauważyłam jakiegoś radykalnego rozjaśnenia czy rozświetlenia. Może to nie jest produkt do mojej skóry bo czytałam dużo pozytywnych opinii o nim z internecie. Szkoda :/

Na początku zaznaczę, że sama nigdy nie wydałabym takich pieniędzy na maseczkę. Otrzymałam ja w prezencie. Od razu napiszę, że nie kupię jej też ponownie. Znacznie lepsza jest czarna GlamGlow. Żeby zobaczyć efekty rozświetlenia na skórze trzeba tę maseczkę używać zgodnie z zaleceniami producenta, to znaczy 3 dni pod rząd i następnie chyba 2 razy w tygodniu. Wtedy faktycznie widać efekty, ale po pierwsze trzeba o tym pamiętać i mieć czas, a po drugie nawet wtedy efekt nie jest powalający. Warto też zaznaczyć, że nie mam problemów z przebarwieniami na skórze. Największą różnicę w kondycji skóry twarzy czuć od razu po zmyciu maseczki, twarz jest taka jakby pulchna i wygładzona. Niestety jest to efekt krótkotrwały. Sama maseczka w sobie ładnie pachnie, ma ścierające drobinki oraz jest w miarę wydajna, opakowanie ciężkie, stylizowane na "drogie". Ja osobiście używam jej przed jakimiś większymi wyjściami i tak zostanie. Nie ma nad czym się zachwycać, zwłaszcza za taką cenę.

Mam cerę tłustą, temat przebarwień nie jest mi niestety obcy. Doskonale zdaję sobie sprawę, że można je w pełni usunąć za pomocą zabiegu kosmetycznego (co mam w planach uczynić). Jednak póki co, staram się jak mogę, by były one mniej widoczne. Naczytałam się na temat tej maski cudów niewidów. W końcu postanowiłam sprawdzić efekt na własnej skórze. Kupiłam ją na lotnisku w strefie wolnocłowej, za 50 g zapłaciłam ok. 160 zł. W Sephorze i Douglasie normalna cena tej maski to 229 zł. Maska jest zamknięta w przyjemnym dla oka słoiczku. Jest dodatkowo zabezpieczona sreberkiem. Ma żółtawo-beżowy kolor i peelingujące drobinki. Konsystencja średnio rzadka. Ładnie pachnie, jak tabletki musujące witaminy C. Produkt należy nakładać na suchą i czystą skórę, delikatnie ją masując (jak to zostało ujęte: dla lepszej absorpcji składników, ach ten PR). Pozostawiamy ją na minimum 20 minut, można trzymać dłużej. Potem zmywamy, wykonując przy okazji peeling twarzy. Producent zaleca użycie jej przez trzy dni z rzędu, a później 2-3 razy w tygodniu. Należy nakładać ją równomiernie, wystarczy cienka warstwa. Podczas kuracji (czyli od jej rozpoczęcia, codziennie) należy stosować wysoki filtr. Tak o to kupiłam sobie zwykły peeling w formie maseczki za 160 zł. Spełniłam wszystkie "wymagania" producenta (czuję się jak komputer, na którym gra nie poszła przy maksymalnych ustawieniach). Zaczęłam używać tego produktu we wrześniu, wówczas stosowałam filtr SPF 50. Później używałam SPF 30. Maska nijak nie działa. Wygładza skórę, rozświetla i rozjaśnia twarz, ale przebarwienia jakie były, takie są. Nie wysypało mnie po niej, ale kiedy trzymałam ją dłużej niż przez 20 min (np. 40 min) twarz była lekko podrażniona. Dodatkowo produkt jest niewydajny, a starałam się jak mogłam, by aplikować go z umiarem. Bardzo się na tym produkcie zawiodłam. Powtarzam, to nie jest tak, że oczekiwałam od niego gruszek na wierzbie. Spodziewałam się po prostu jakiegokolwiek rozjaśnienia. Produkt nie umywa się do o niebo tańszej pomidorowej maski Tony Moly. Odkąd regularnie jej używam, widzę poprawę skóry. Do tej maski na pewno nie wrócę.